niedziela, 24 listopada 2013

Rozdział 15

2 TYGODNIE PÓŹNIEJ
- Jak się czujesz? - zapytał uśmiechnięty chłopak wchodząc do sali szpitalnej dziewczyny  z bukietem zrobionym z żelek.
- Szczerze? - zapytała posyłając mu lekki uśmiech - Jakbym z dnia na dzień coś traciła - powiedziała cały czas patrząc mu w oczy - Ale jak ty się pojawiasz słońce na niebie jaśnieje - kończąc swoją wypowiedź szerokim uśmiechem spojrzała na zarumienionego chłopaka - A więc co cię do mnie sprowadza?
- Jak to co - zapytał oburzony - Obiecałem być codziennie z tobą więc obietnicy dotrzymuje - powiedział podchodząc powoli do chorej nastolatki - A to na osłodę i dalszą chęć do walki - z szczerym uśmiechem podał jej słodki bukiecik.
- Dziękuje - powiedziała speszona nastolatka, odkładając bukiecik na szafkę - A więc jaką opowieścią mnie dziś zamęczysz? - zapytała ze śmiechem, robiąc przyjacielowi/chłopakowi miejsce na swoim łóżku.
- Wojownicze żółwie ninja? - zapytał ze śmiechem, kładąc się obok wyczerpanej po chemioterapii dziewczyny.
- Mogą być - powiedziała i wtulając się w ciało chłopaka zaczęła słuchać jego opowieści.
Oczami Katherine
- Katy idź do sklepu - słysząc krzyk mamy z dołu skrzywiłam się lekko i zamykając laptopa zbiegłam na dół.
- A Ty nie może iść? - zapytałam pokazując wcześniej wspomnianego chłopaka, który siedział przy kuchennym stole i z językiem na wierzchu kleił coś w jakimś albumie.
- Jestem zajęty - mruknął i nie zaszczycając dziewczyny spojrzeniem, znów wystawił język i zajął się przylepianiem zdjęć.
- Właśnie widzę - burknęłam - Nowa metoda wywietrzania smrodu z twoich ust - szepnęła i przewracając oczami zapytałam mamę co chcę z tego sklepu. Rodzicielka wręczyła mi jedynie pieniądz i długą listę zakupów. - Aha Święta idą czy jak? - zapytałam pokazując długość listy.
- Nie marudź tylko idź.
- Yhym - wkładając listę z pieniędzmi do kieszeni poszłam do salonu gdzie się ubrałam i trzaskając drzwiami wyszłam z domu.

Chodząc między półkami z koszykiem pełnym artykułów spożywczych próbowałam znaleźć jakieś gówno zwane wasabi. Widząc coś takiego na półce podeszłam do niej i chwyciłam tubkę w swoje ręce.
- Oo do tego jeszcze zielone, wspaniale - powiedziałam z ironią i wrzuciłam do koszyka to coś.
- Hej Katy - słysząc jakiś głos za sobą gwałtowanie się odwróciłam, przez co wpadłam na stojącego za mną chłopaka.
- James? - zapytałam zszokowana.
- Ciebie też miło widzieć - powiedział uśmiechając się - Jason opowiadał mi o Amelii, strasznie mi przykro i mam nadzieję, że wyjdzie z tego - powiedział rzeczywiście zmartwiony.
- Ja też - szepnęłam czując napływające do oczu łzy - Ja też.
- To może pomogę ci z zakupami?
- Jasne - powiedziałam tylko próbując się uśmiechnąć.
OCZAMI AMELII
- Jason - krzyknęłam na chłopaka, który właśnie wyjadał mi moje ulubione Kwaśne Robale - One są moje i tylko moje, ty sobie jedź malinki - powiedziałam ze śmiechem i zabrałam mu paczkę żelek.
- Ale one są pyszne - powiedział tylko i uśmiechając się zaczął się do mnie zbliżać.
- Łaby precz szatanie - powiedziałam i wybuchnęłam śmiechem.
- Mnie tak łatwo się nie pozbędziesz - powiedział rozradowany chłopak i nachylił się nade mną. - Ale jak nie chcesz dać mi żelek do sobie wezmę co innego - powiedziawszy to skradł mi delikatny całus. - No to jesteśmy kwita - z uśmiechem odsunął się ode mnie i wziął paczkę żelkowych malinek.
- Dzieciuch - mruknęłam przewracając oczami. Nagle poczułam ból w tyle głowy i mroczki przed oczami. Łapiąc się za głowę pochyliłam się do przodu.
- Skarbie co się dzieje? - zapytał przestraszony Jason.
- Nic takiego - szepnęłam prostując się - To tylko małe przemęczenie.
- Może się prześpisz?
- Chyba tak - szepnęłam i położyłam się na łóżko co choć trochę złagodziło ból.

sobota, 9 listopada 2013

Rozdział 14

- Tracimy ją - krzyknął mężczyzna w średnim wieku w białym fartuchu - Szybko dajcie to......Jeszcze raz.......Udało się.....O nie znowu......Szybciej, szybciej......Podłączcie tą kroplówkę......Mamy ją......
Takie urwane zdania wykrzyczane przez lekarzy zza zamkniętych drzwi słyszał 16-letni chłopak, który cały zapłakany, zamartwiając się o swoją dziewczynę siedział i czekał. Czekał, aż ktoś w końcu wyjdzie z tej sali i powie mu co się dzieje..... Siedział i czekał, aż matka dziewczyny wróci od lekarza prowadzącego......Siedział i czekał, ponieważ już tylko to mu pozostało.... Niestety nie wiedział najważniejszego....Nie wiedział, że jego ukochana powoli umiera, jest zabijana przez raka, który umiejscowił się w mózgu dziewczyny.....Nie wiedział, że pomimo powolnego leczenia, ono nie przynosi rezultatów i pozostała już tylko długa i bolesna chemioterapia.....

- Jason idź do domu - rozległ się zachrypnięty głos za chłopakiem, sprawiając tym samym drgnięcie jego ciała.
- Nigdzie nie idę, nie zostawię jej.
- Idź się prześpij - nalegał głos, który powoli zbliżał się, do zmęczonej sylwetki chłopaka, który siedział na szpitalnym krzesełku przy łóżku, na którym leżała piękna dziewczyna.
- Nie mogę.
- Jason, siedzisz przy niej już tydzień, idź się prześpij.
- A jak się wybudzi?
- To cię o tym powiadomię - kobieta złapała chłopca za ramię.
- Wiem, że jest ci ciężko, ale musisz się wyspać.
- Ale dlaczego ona się jeszcze nie budzi? - zapytał chowając twarz w dłonie - Dlaczego? - podniósł głowę i spojrzał poważnie na kobietę - Ona jest na coś chora prawda, dlatego mówiła cały czas o tym roku życia.
- Jason - szepnęła zrozpaczona kobieta - Ona sama miała ci o tym powiedzieć.
- O czym? 
- Jason ona jest chora i to poważnie - zaczęła kobieta.
- Na co?
- Ona ma raka, a dokładniej raka mózgu.
- Nie to nie możliwe - szepnął chłopak, a po policzkach pociekły mu łzy - Dlaczego właśnie ona - krzyknął zrozpaczony chłopak.
- Jason wiem, że jest ci trudno, ale idź do domu prześpij się z tym.
- Ale...
- Nie ma ale idź - ponagliła go kobieta, na co chłopak całując delikatnie dziewczynę w czoło wyszedł ze szpitalnej sali. Z nadal płynącymi po policzkach łzami skierował się ku wyjściu, przechodząc koło kapliczki, poczuł mocną chęć wygadania się komuś. Zamroczony, nie wiedząc co robi, powoli skierował się ku małej szpitalnej kapliczce. Otwierając powoli drzwi, wszedł i klękając przed Krzyżem, zaczął żarliwie się modlić.

- Ponownie się spotykamy - powiedział umięśniony mężczyzna ubrany na biało.
- Gdzie jesteśmy? - zaczęłam się rozglądać, ale widziałam tylko białą salę.
- Jak to gdzie? Na placu zabaw - powiedział uśmiechając się szczerze jak dziecko. Po jego słowach, biała sala, powoli zamieniała się w dobrze mi znany plac zabaw mieszczący się w parku niedaleko mojego domu.
- Ale co my tu robimy?
- Ja wspominam, a ty najwidoczniej chciałaś mi potowarzyszyć - powiedział mężczyzna i z uśmiechem dziecka zaczął delikatnie się huśtać na huśtawce.
- Ale jak to wspominasz? - zapytałam siadając na drewnianym koniu.
- Kiedy byłem mały, uwielbiałem chodzić tutaj - pokazał ręką na otoczenie - Z radością spędzałem tu każdą wolną chwilę. Kiedy miałem 14 lat, postanowiłem, że jak dorosnę poproszę tutaj dziewczynę swoich marzeń o chodzenie, potem o rękę, a na sam koniec będę przychodził tutaj bawić się z własnym dzieckiem, a może i dziećmi. Niestety nie doczekałem tego - uśmiechnął się smutno - Ale ty nadal masz szansę.
- Dlatego mnie tu zabrałeś?
- Zabrałem cię tu, ponieważ to miejsce jest miejscem bez skazy. Miejscem nadziei, wiary i miłości. To miejsce jest miejscem każdego dziecka. To tutaj dzieją się prawdziwe czary - kiedy mówił sceneria powoli się rozmywała, a ja sama czułam się jakbym rozpadała się na kawałeczki.
- Co się dzieje? - zapytałam przestraszona, patrząc Aniołowi prosto w oczy.
- Wracasz tam gdzie ja już nie mam wstępu - powiedział tęsknie i uśmiechając się delikatnie mi pomachał - Do zobaczenia Amelio - szepnął po czym zniknął.
- Zaczekaj..... - krzyknęłam za nim, ale mój krzyk zamarł w bezruchu a ja sama, powoli spadałam w pustkę.

- Budzi się - krzyknął podekscytowany Jason w stronę rodziny dziewczyny - Wołajcie lekarza, ona się budzi.
- Tyler leć po doktora - krzyknęła matka dziewczyny, która sama stanęła przy łóżku swojego dziecka. Dziewczyna powoli zaczęła unosić powieki. Walcząc z jasnym światłem, powoli otworzyła jedno oko po czym szybko je zamknęła.. Nie poddając się powoli otworzyła oczy i przestraszona zaczęła rozglądać się dookoła.
- Witaj z powrotem Skarbie - szepnął chłopak i cmoknął ją w czoło.
- Co się dzieje? - szepnęła dziewczyna, po czym po jej policzku spłynęła samotna łza.

niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział 13

Czy mi się zdaje, czy nr 13 jest pechowy?? Przepraszam, że tak długo nie dodawałam, ale brak czasu. Już was nie zanudzam ;) Liczę na wasze komentarze pod rozdziałem ;P
- Amelia kiedy ty mu to powiesz? - zapytała po raz kolejny zatroskana mama.
- Powiem obiecuje - szepnęłam udając zainteresowanie mieszaniem płatków czekoladowych w misce z mlekiem.
- Ale kiedy?
- Nie wiem - wrzucając łyżkę do miski, podniosłam się - A teraz wybacz idę szykować się do szkoły.
- Skarbie zrozum martwię się o ciebie - szepnęła kobieta załamując ręce.
- Wiem mamo - szepnęłam ze ściśniętym gardłem wychodząc z kuchni. Powolnym krokiem, nie spiesząc się weszłam na górę i mijając po drodze zaspanych Kate i Tylera, bez uśmiechu na twarzy weszłam do pokoju. Powstrzymując chęć rzucenia się na łóżko z płaczem, powolnym krokiem poczłapałam do garderoby i wchodząc pomiędzy wieszaki, siadłam na podłodze. Czując jak pierwsza łza opuszcza moje oko, chwyciłam telefon i zaczęłam pisać wiadomość do Jasona.
Ze ściśniętym sercem i mokrymi policzkami, powoli drżącym palcem wcisnęłam przycisk wyślij. Karcąc się za głupotę, wstałam z ziemi i wycierając twarz byle jakim t-shirtem ruszyłam w stronę szafy. Przeszukując półki, wzięłam do rąk jakieś ciuchy i bez życia poszłam do łazienki. Myjąc dokładnie twarz i zęby, starałam się nie myśleć, o chłopaku, który zawrócił mi w głowie, a ja przez swoje tchórzostwo go zraniłam. Karcąc samą siebie za takie myśli, wytarłam się dokładnie ręcznikiem, po czym ubierając się myślałam nad sensem życia. Czesząc włosy w kucyka, próbowałam i tych myśli się pozbyć. Niestety bez skutecznie.

- Amelia zaczekaj - usłyszałam głos Jasona za sobą. Nie zwracając na niego uwagi szybko ruszyłam w stronę sali od Angielskiego - Amy - Chłopak złapał mnie delikatnie za dłoń - Dlaczego mi to robisz?
- O jejciu czyżby rozpad wiecznej miłości - zaszydziła przechodząca obok nas Amanda.
- Wal się - parsknęłam w jej stronę - A co do ciebie Jason. Lubię cię, ale tak będzie lepiej uwierz mi - ledwo powstrzymując łzy, wyrwałam mu się i ruszyłam w stronę odpowiedniej sali.
- Ale ja cię kocham  - krzyknął z całych sił, wywołując tym samym masę spojrzeń w naszą stronę.
- Cccooo? - zapytałam zaczerwieniona obracając się w jego stronę.
- Kocham cię - powiedział jak gdyby nigdy nic - I cię nie zostawię - podszedł powoli do mnie i złapał za dłoń.
- Ale...
- Nie ma żadnego ale - powiedział zakładając mi kosmyk włosów za ucho. Naszą scenę przerwał jednak dzwonek na lekcję - Pogadamy na przerwie - pocałował mnie delikatnie w policzek i łapiąc za rękę zaprowadził do wyznaczonej sali.

- Ale ty nie rozumiesz - powiedziałam po raz kolejny Jasonowi, spoglądając w bok, gdzie siedział obok mnie na murku przy moim domu.
- To mi wyjaśnij czego tak nie rozumiem - powiedział kręcąc głową.
- Bo ja mam tajemnicę. I przez nią nie możemy być razem, ponieważ wiem, że jak się dowiesz to mnie zostawisz - podwinęłam kolana pod brodę i ukryłam w nich głowę.
- Za co, za to, że dowiem się, że Jewel to ty i że to z tobą pisałem na czacie?
- Co nie - krzyknęłam - Ale zaraz ty wiesz, że ja to...Że Jewel to.... - próbując złapał oddech zeszłam z murku i kucając pod nim zaczęłam łapczywie łapać powietrze przez co moja głowa eksplodowała z bólu.
- Skarbek co się dzieje - zapytał kucając przede mną przestraszony.
- Biegnij po mamę - szepnęłam z wysiłkiem, po czym odpłynęłam w ciemność, która powoli mnie pochłaniała.