sobota, 9 listopada 2013

Rozdział 14

- Tracimy ją - krzyknął mężczyzna w średnim wieku w białym fartuchu - Szybko dajcie to......Jeszcze raz.......Udało się.....O nie znowu......Szybciej, szybciej......Podłączcie tą kroplówkę......Mamy ją......
Takie urwane zdania wykrzyczane przez lekarzy zza zamkniętych drzwi słyszał 16-letni chłopak, który cały zapłakany, zamartwiając się o swoją dziewczynę siedział i czekał. Czekał, aż ktoś w końcu wyjdzie z tej sali i powie mu co się dzieje..... Siedział i czekał, aż matka dziewczyny wróci od lekarza prowadzącego......Siedział i czekał, ponieważ już tylko to mu pozostało.... Niestety nie wiedział najważniejszego....Nie wiedział, że jego ukochana powoli umiera, jest zabijana przez raka, który umiejscowił się w mózgu dziewczyny.....Nie wiedział, że pomimo powolnego leczenia, ono nie przynosi rezultatów i pozostała już tylko długa i bolesna chemioterapia.....

- Jason idź do domu - rozległ się zachrypnięty głos za chłopakiem, sprawiając tym samym drgnięcie jego ciała.
- Nigdzie nie idę, nie zostawię jej.
- Idź się prześpij - nalegał głos, który powoli zbliżał się, do zmęczonej sylwetki chłopaka, który siedział na szpitalnym krzesełku przy łóżku, na którym leżała piękna dziewczyna.
- Nie mogę.
- Jason, siedzisz przy niej już tydzień, idź się prześpij.
- A jak się wybudzi?
- To cię o tym powiadomię - kobieta złapała chłopca za ramię.
- Wiem, że jest ci ciężko, ale musisz się wyspać.
- Ale dlaczego ona się jeszcze nie budzi? - zapytał chowając twarz w dłonie - Dlaczego? - podniósł głowę i spojrzał poważnie na kobietę - Ona jest na coś chora prawda, dlatego mówiła cały czas o tym roku życia.
- Jason - szepnęła zrozpaczona kobieta - Ona sama miała ci o tym powiedzieć.
- O czym? 
- Jason ona jest chora i to poważnie - zaczęła kobieta.
- Na co?
- Ona ma raka, a dokładniej raka mózgu.
- Nie to nie możliwe - szepnął chłopak, a po policzkach pociekły mu łzy - Dlaczego właśnie ona - krzyknął zrozpaczony chłopak.
- Jason wiem, że jest ci trudno, ale idź do domu prześpij się z tym.
- Ale...
- Nie ma ale idź - ponagliła go kobieta, na co chłopak całując delikatnie dziewczynę w czoło wyszedł ze szpitalnej sali. Z nadal płynącymi po policzkach łzami skierował się ku wyjściu, przechodząc koło kapliczki, poczuł mocną chęć wygadania się komuś. Zamroczony, nie wiedząc co robi, powoli skierował się ku małej szpitalnej kapliczce. Otwierając powoli drzwi, wszedł i klękając przed Krzyżem, zaczął żarliwie się modlić.

- Ponownie się spotykamy - powiedział umięśniony mężczyzna ubrany na biało.
- Gdzie jesteśmy? - zaczęłam się rozglądać, ale widziałam tylko białą salę.
- Jak to gdzie? Na placu zabaw - powiedział uśmiechając się szczerze jak dziecko. Po jego słowach, biała sala, powoli zamieniała się w dobrze mi znany plac zabaw mieszczący się w parku niedaleko mojego domu.
- Ale co my tu robimy?
- Ja wspominam, a ty najwidoczniej chciałaś mi potowarzyszyć - powiedział mężczyzna i z uśmiechem dziecka zaczął delikatnie się huśtać na huśtawce.
- Ale jak to wspominasz? - zapytałam siadając na drewnianym koniu.
- Kiedy byłem mały, uwielbiałem chodzić tutaj - pokazał ręką na otoczenie - Z radością spędzałem tu każdą wolną chwilę. Kiedy miałem 14 lat, postanowiłem, że jak dorosnę poproszę tutaj dziewczynę swoich marzeń o chodzenie, potem o rękę, a na sam koniec będę przychodził tutaj bawić się z własnym dzieckiem, a może i dziećmi. Niestety nie doczekałem tego - uśmiechnął się smutno - Ale ty nadal masz szansę.
- Dlatego mnie tu zabrałeś?
- Zabrałem cię tu, ponieważ to miejsce jest miejscem bez skazy. Miejscem nadziei, wiary i miłości. To miejsce jest miejscem każdego dziecka. To tutaj dzieją się prawdziwe czary - kiedy mówił sceneria powoli się rozmywała, a ja sama czułam się jakbym rozpadała się na kawałeczki.
- Co się dzieje? - zapytałam przestraszona, patrząc Aniołowi prosto w oczy.
- Wracasz tam gdzie ja już nie mam wstępu - powiedział tęsknie i uśmiechając się delikatnie mi pomachał - Do zobaczenia Amelio - szepnął po czym zniknął.
- Zaczekaj..... - krzyknęłam za nim, ale mój krzyk zamarł w bezruchu a ja sama, powoli spadałam w pustkę.

- Budzi się - krzyknął podekscytowany Jason w stronę rodziny dziewczyny - Wołajcie lekarza, ona się budzi.
- Tyler leć po doktora - krzyknęła matka dziewczyny, która sama stanęła przy łóżku swojego dziecka. Dziewczyna powoli zaczęła unosić powieki. Walcząc z jasnym światłem, powoli otworzyła jedno oko po czym szybko je zamknęła.. Nie poddając się powoli otworzyła oczy i przestraszona zaczęła rozglądać się dookoła.
- Witaj z powrotem Skarbie - szepnął chłopak i cmoknął ją w czoło.
- Co się dzieje? - szepnęła dziewczyna, po czym po jej policzku spłynęła samotna łza.

4 komentarze:

  1. I wyszło fantastycznie. Prawie się popłakałam

    OdpowiedzUsuń
  2. Jej : ) Fantastyczny rozdział : ) Czekam na nn : ) Życzę weny : )

    OdpowiedzUsuń
  3. zapraszam serdecznie na mojego bloga http://another-wworld.blogspot.com/
    (nie jest on ani o 1D ani JB)
    pozdrawiam i przepraszam za spam xx

    OdpowiedzUsuń