poniedziałek, 23 grudnia 2013

Rozdział 17

- Oj nie dawaj się tyle namawiać tylko chodź.
- Ale nie wiem czy powinnam - opierając się lekko namowom Jasona siadłam na szpitalnym łóżku - Nie wiem czy mogę - powiedziałam zasmucona.
- Gwiazdy na niebie mi powiedziały, że możesz - powiedział z tajemniczym uśmiechem - Tylko w tajemnicy wyszeptały, że masz się przebrać w coś cieplejszego.
- A skąd ja niby ci wytrzasnę jakieś cieplejsze ciuchy jak mam tutaj tylko piżamy na zmianę - powiedziałam powstrzymując śmiech.
- Smerfy mi doniosły, że jakaś dziwna torba leży pod twoim łóżkiem i ma ona w sobie coś do ubrania.
- Pomyślałeś o wszystkim - powiedziałam patrząc na niego czule - Dziękuje.
- Nie dziękuj tylko leć się przebrać - całując mnie lekko w usta pomógł mi dojść do łazienki. Stając przed lusterkiem obmyłam szybko twarz wodą i umyłam zęby. Kiedy już chodź trochę bardziej przypomniałam człowieka, a nie zombie rozebrałam się do bielizny i przebrałam się w rzeczy od chłopaka. Nie powiem trafił w gust, ponieważ od zawsze kocham serduszka. Gotowa wyszłam do sali, gdzie chłopak stał już z gotową dla mnie kurtką.
- Zapraszam - pomógł mi z uśmiechem na twarzy, po czym łapiąc mnie za rękę zaczął iść.

- Jason gdzie my jesteśmy? - zapytałam spięta, rozglądając się dookoła.
- Spełniamy twoje marzenia - powiedział i uśmiechając się szeroko otworzył drzwi, przed którymi staliśmy. Kiedy wrota zostały otworzone, zaskoczona zaczęłam rozglądać się dookoła.
- Dziękuje - krzyknęłam i rzuciłam się chłopakowi na szyję.
- To jeszcze nic - powiedział tajemniczo - Twoim pierwszym marzeniem było zatańczenie walca w sali balowe - zaczął mi tłumaczyć i łapiąc mnie za dłoń, pociągnął mnie na sam środek - Sale już mamy - wskazał zamaszyście dłonią nasze otoczenie - A oto druga część - zaciskając pięść, wskazał gdzieś, skąd zaraz popłynęła piękna melodia walca.
- Mogę panią poprosić do tańca? - zapytał kłaniając się przede mną nisko.
- Tak - szepnęłam powstrzymując łzy wzruszenia. Lekko wziął moją dłoń i chwytając mnie zaczął prowadzić w tańcu. Zamiast na krokach skupiona byłam na jego oczach, które patrzyły na mnie z miłością i czułością, o jaką nie podejrzewałabym 16-latka. Jednak wiedziałam, że te same emocje mógł on wyczytać w moich oczach.
- Kocham się Jason - szepnęłam kładąc mu głowę na ramieniu.
- ja ciebie też Maleńka - odszepnął i unosząc mój podbródek do góry czule pocałował. 

- Chodź musimy wracać - powiedział smutno chłopak i składając na moich ustach ostatniego całusa pomógł mi się ubrać.
- Musimy? - zapytałam robiąc minkę zbitego psiaka.
- Tak się umówiłem z doktorem Hamiltonem - powiedział i łapiąc mnie za dłoń, ruszyliśmy w stronę szpitala - Ale nie martw się jutro też jest dzień i na pewno spędzimy go razem.
- Obiecujesz?
- Obiecuje - stanął nagle przede mną i klęknął - Obiecuje ci na wszystkie gwiazdy na niebie, na powietrze i inne rzeczy, które są we Wszechświecie, że cię Kocham i nigdy cię nie opuszczę, a każdy dzień będę spędzał z tobą, jakby miał być ostatnim. - kładąc rękę na piersi wypowiedział słowa przysięgi. Wzruszona kucnęłam obok niego i ze łzami w oczach pocałowałam go.
- Też ci obiecuje na wszystko, że zawsze będę cię kochać, nawet jak odejdę, to będę pilnować cię o stamtąd - wskazałam palcem na niebie - Będę twoją gwiazdką - zaśmiałam się leciutko.
- Już nią jesteś - szepnął i chwytając mnie za ręce pomógł mi wstać - Więc moja droga Gwiazdeczko musimy się spieszyć, żebyś mi nie zachorowała i nie odeszła ode mnie.
- To chodźmy - chwytając się ponownie za ręce ruszyliśmy ponownie w drogę.

Chwytając za niezapisany pamiętnik siadłam z nim na łóżku i gryząc końcówkę długopisu zastanawiałam się co napisać.
- Co robisz? - zapytał doktor Hamilton po wejściu do mojej sali.
- Myślę - odpowiedziałam nie zaszczycając go nawet spojrzeniem.
- A nad czym jeśli można wiedzieć? - zapytał siadając na moim łóżku.
- Postanowiłam prowadzić pamiętnik, ale nie wiem co napisać.
- Pisz to co ci serce dyktuje - powiedział z uśmiechem.
- Ale to takie dziecinne zacząć Drogi Pamiętniku - powiedziałam skrzywiona.
- To zacznij może .... - nie pozwalając mu dokończyć sama krzyknęłam.
- Drogi Panie Boże - na moje słowa doktor uśmiechnął się.
- Właśnie to miałem powiedzieć - mówiąc to pogłaskał mnie po głowie i wstał - To ty pisz, a ja idę na obchód.
-  Do zobaczenia - krzyknęłam za nim i otworzyłam pamiętnik na pierwszej stronie - No to zaczynamy.

Drogi Panie Boże!! 
Cześć! Nazywam się Amelia i mam 16 lat. Postanowiłam zacząć pisać w pamiętniku do ciebie, ponieważ chciałabym aby pozostał po mnie jakiś ślad kiedy odejdę. Skąd to wiem? Bo moja choroba jest częścią mnie. Tak samo jak każda choroba, która czepia się człowieka. Żyjemy z nią, czasami dłużej, czasami krócej. Jedni cierpią, drudzy się śmieją. To od nas zależy czy ją zaakceptujemy czy będziemy z nią walczyć. Ja jestem pomiędzy tym. Pogodziłam się już, z tym, że jestem chora, ale walczyć zawszę będę. Mam o co. Dzięki tobie poznałam wspaniałe osoby. Dzięki tobie mam dla kogo żyć. Mam mamę, Kate, Ty'a oraz Jasona. Dziękuje ci za nich panie Boże. Dziękuje ci za to, że pozwoliłeś mi poznać smak miłości i przyjaźni. Niestety muszę już kończyć, bo oczy same mi się zamykają, ale nie obawiaj się napisze jutro ;).
Do zobaczenia 
Twoja Amelia ;*

sobota, 14 grudnia 2013

Rozdział 16

- Ale na pewno? - zapytał zmartwiony chłopak powstrzymując się, żeby do mnie podejść.
- Dam sobie radę - powiedziałam tylko i posyłając mu uśmiech wstałam delikatnie z łóżka. Ignorując delikatne zawroty głowy ruszyłam w stronę okna.
- Skarbie proszę uważaj - słysząc zmartwiony głos Jasona zaśmiałam się cichutko.
- Widzisz nic mi nie jest - powiedziałam odwracając się do niego przodem, co nie było jednak dobrym pomysłem ponieważ potknęłam się o jakiś kabelek i zaczęłam lecieć do przodu.
- Właśnie widzę - powiedział zgryźliwie i biorąc mnie na ręce zaniósł z powrotem na łóżko.
- O co ja widzę, mały Jasonek ma siłę mnie nieść - zaśmiałam się i schowałam pod kołdrą.
- Wiedźma - zaśmiał się tylko i położył obok mnie - A teraz powiedz mi coś.
- Ale co? - zapytałam wychylając lekko głowę spod kołdry.
- Masz jakieś marzenia? - patrząc mi prosto w oczy zapytał lekkim głosem.
- Jak każdy człowiek - powiedziałam z uśmiechem - Ale nie zamartwiaj się mam tylko 6 życzeń - zaśmiałam się, na co on posłał mi delikatny uśmiech.
- opowiedz mi o nich - powiedział tylko i opierając się wygodnie o poduszkę przyciągnął mnie do siebie ramieniem.
- Moim pierwszym marzeniem jest.........

Oczami Katherine
- Witam ponownie panno Katherine - słysząc wesoły głos Jamesa przy uchu zaśmiałam się cicho.
- Witam wielmożnego pana - odpowiadając mu na przywitanie ledwo powstrzymywałam śmiech.
- Da się może panienka zaprosić na filiżankę herbaty? - zapytał z uśmiechem - Albo dwie - dodał po krótkim zastanowieniu.
- Niech się zastanowię - drapiąc się po brodzie udawałam, że głęboko się namyślam - Myślę, że mogę z tobą iść na filiżankę herbaty, albo dwie - powiedziałam z uśmiechem, po czym spojrzałam w roziskrzone radością oczy chłopaka.
- A więc zapraszam Madame - kłaniając mi się delikatnie przepuścił mnie przed siebie i poprowadził w dół ulicy prosto do małej, ale uroczej kawiarenki.

Oczami Amelii
- Dzień dobry panie doktorze - powiedziałam uśmiechając się do postawnego mężczyzny koło 50 z czarną lekko przyprószoną siwizną bródką i włosami do ramion.
- Oh panienka MacPhie - odparł z uśmiechem - A co panienkę dzisiaj do mnie sprowadza?
- Zapewne to co zawsze doktorze Hamilton - odparłam z uśmiechem - dużo śmiechu, trochę bólu i mnóstwo radości.
- Ahh gdyby każdy pacjent był jak ty - rozmarzył się mężczyzna i stanął przede mną z moją kartą.
- To by doktor zwariował - zaśmiałam się.
- Zwariuję tylko wtedy jak się okaże, że nie da się ciebie uleczyć - powiedział z pewnością w głosie.
- Hmm to może mały zakładzik - powiedziałam ze śmiechem - Jak nie będzie dla mnie szans zgoli pan brodę i włosy - powiedziałam po krótkiej chwili zastanowienia - A jak się okaże, że wyjdę z tego w przyszłości zostanę lekarzem i będę pana asystentką.
- Umowa stoi - powiedział doktor Hamilton i przybił mi piątkę - To teraz co porcja badań.
- Jeśli trzeba - powiedziałam wywracając oczami, na co lekarz cichutko zachichotał.

niedziela, 24 listopada 2013

Rozdział 15

2 TYGODNIE PÓŹNIEJ
- Jak się czujesz? - zapytał uśmiechnięty chłopak wchodząc do sali szpitalnej dziewczyny  z bukietem zrobionym z żelek.
- Szczerze? - zapytała posyłając mu lekki uśmiech - Jakbym z dnia na dzień coś traciła - powiedziała cały czas patrząc mu w oczy - Ale jak ty się pojawiasz słońce na niebie jaśnieje - kończąc swoją wypowiedź szerokim uśmiechem spojrzała na zarumienionego chłopaka - A więc co cię do mnie sprowadza?
- Jak to co - zapytał oburzony - Obiecałem być codziennie z tobą więc obietnicy dotrzymuje - powiedział podchodząc powoli do chorej nastolatki - A to na osłodę i dalszą chęć do walki - z szczerym uśmiechem podał jej słodki bukiecik.
- Dziękuje - powiedziała speszona nastolatka, odkładając bukiecik na szafkę - A więc jaką opowieścią mnie dziś zamęczysz? - zapytała ze śmiechem, robiąc przyjacielowi/chłopakowi miejsce na swoim łóżku.
- Wojownicze żółwie ninja? - zapytał ze śmiechem, kładąc się obok wyczerpanej po chemioterapii dziewczyny.
- Mogą być - powiedziała i wtulając się w ciało chłopaka zaczęła słuchać jego opowieści.
Oczami Katherine
- Katy idź do sklepu - słysząc krzyk mamy z dołu skrzywiłam się lekko i zamykając laptopa zbiegłam na dół.
- A Ty nie może iść? - zapytałam pokazując wcześniej wspomnianego chłopaka, który siedział przy kuchennym stole i z językiem na wierzchu kleił coś w jakimś albumie.
- Jestem zajęty - mruknął i nie zaszczycając dziewczyny spojrzeniem, znów wystawił język i zajął się przylepianiem zdjęć.
- Właśnie widzę - burknęłam - Nowa metoda wywietrzania smrodu z twoich ust - szepnęła i przewracając oczami zapytałam mamę co chcę z tego sklepu. Rodzicielka wręczyła mi jedynie pieniądz i długą listę zakupów. - Aha Święta idą czy jak? - zapytałam pokazując długość listy.
- Nie marudź tylko idź.
- Yhym - wkładając listę z pieniędzmi do kieszeni poszłam do salonu gdzie się ubrałam i trzaskając drzwiami wyszłam z domu.

Chodząc między półkami z koszykiem pełnym artykułów spożywczych próbowałam znaleźć jakieś gówno zwane wasabi. Widząc coś takiego na półce podeszłam do niej i chwyciłam tubkę w swoje ręce.
- Oo do tego jeszcze zielone, wspaniale - powiedziałam z ironią i wrzuciłam do koszyka to coś.
- Hej Katy - słysząc jakiś głos za sobą gwałtowanie się odwróciłam, przez co wpadłam na stojącego za mną chłopaka.
- James? - zapytałam zszokowana.
- Ciebie też miło widzieć - powiedział uśmiechając się - Jason opowiadał mi o Amelii, strasznie mi przykro i mam nadzieję, że wyjdzie z tego - powiedział rzeczywiście zmartwiony.
- Ja też - szepnęłam czując napływające do oczu łzy - Ja też.
- To może pomogę ci z zakupami?
- Jasne - powiedziałam tylko próbując się uśmiechnąć.
OCZAMI AMELII
- Jason - krzyknęłam na chłopaka, który właśnie wyjadał mi moje ulubione Kwaśne Robale - One są moje i tylko moje, ty sobie jedź malinki - powiedziałam ze śmiechem i zabrałam mu paczkę żelek.
- Ale one są pyszne - powiedział tylko i uśmiechając się zaczął się do mnie zbliżać.
- Łaby precz szatanie - powiedziałam i wybuchnęłam śmiechem.
- Mnie tak łatwo się nie pozbędziesz - powiedział rozradowany chłopak i nachylił się nade mną. - Ale jak nie chcesz dać mi żelek do sobie wezmę co innego - powiedziawszy to skradł mi delikatny całus. - No to jesteśmy kwita - z uśmiechem odsunął się ode mnie i wziął paczkę żelkowych malinek.
- Dzieciuch - mruknęłam przewracając oczami. Nagle poczułam ból w tyle głowy i mroczki przed oczami. Łapiąc się za głowę pochyliłam się do przodu.
- Skarbie co się dzieje? - zapytał przestraszony Jason.
- Nic takiego - szepnęłam prostując się - To tylko małe przemęczenie.
- Może się prześpisz?
- Chyba tak - szepnęłam i położyłam się na łóżko co choć trochę złagodziło ból.

sobota, 9 listopada 2013

Rozdział 14

- Tracimy ją - krzyknął mężczyzna w średnim wieku w białym fartuchu - Szybko dajcie to......Jeszcze raz.......Udało się.....O nie znowu......Szybciej, szybciej......Podłączcie tą kroplówkę......Mamy ją......
Takie urwane zdania wykrzyczane przez lekarzy zza zamkniętych drzwi słyszał 16-letni chłopak, który cały zapłakany, zamartwiając się o swoją dziewczynę siedział i czekał. Czekał, aż ktoś w końcu wyjdzie z tej sali i powie mu co się dzieje..... Siedział i czekał, aż matka dziewczyny wróci od lekarza prowadzącego......Siedział i czekał, ponieważ już tylko to mu pozostało.... Niestety nie wiedział najważniejszego....Nie wiedział, że jego ukochana powoli umiera, jest zabijana przez raka, który umiejscowił się w mózgu dziewczyny.....Nie wiedział, że pomimo powolnego leczenia, ono nie przynosi rezultatów i pozostała już tylko długa i bolesna chemioterapia.....

- Jason idź do domu - rozległ się zachrypnięty głos za chłopakiem, sprawiając tym samym drgnięcie jego ciała.
- Nigdzie nie idę, nie zostawię jej.
- Idź się prześpij - nalegał głos, który powoli zbliżał się, do zmęczonej sylwetki chłopaka, który siedział na szpitalnym krzesełku przy łóżku, na którym leżała piękna dziewczyna.
- Nie mogę.
- Jason, siedzisz przy niej już tydzień, idź się prześpij.
- A jak się wybudzi?
- To cię o tym powiadomię - kobieta złapała chłopca za ramię.
- Wiem, że jest ci ciężko, ale musisz się wyspać.
- Ale dlaczego ona się jeszcze nie budzi? - zapytał chowając twarz w dłonie - Dlaczego? - podniósł głowę i spojrzał poważnie na kobietę - Ona jest na coś chora prawda, dlatego mówiła cały czas o tym roku życia.
- Jason - szepnęła zrozpaczona kobieta - Ona sama miała ci o tym powiedzieć.
- O czym? 
- Jason ona jest chora i to poważnie - zaczęła kobieta.
- Na co?
- Ona ma raka, a dokładniej raka mózgu.
- Nie to nie możliwe - szepnął chłopak, a po policzkach pociekły mu łzy - Dlaczego właśnie ona - krzyknął zrozpaczony chłopak.
- Jason wiem, że jest ci trudno, ale idź do domu prześpij się z tym.
- Ale...
- Nie ma ale idź - ponagliła go kobieta, na co chłopak całując delikatnie dziewczynę w czoło wyszedł ze szpitalnej sali. Z nadal płynącymi po policzkach łzami skierował się ku wyjściu, przechodząc koło kapliczki, poczuł mocną chęć wygadania się komuś. Zamroczony, nie wiedząc co robi, powoli skierował się ku małej szpitalnej kapliczce. Otwierając powoli drzwi, wszedł i klękając przed Krzyżem, zaczął żarliwie się modlić.

- Ponownie się spotykamy - powiedział umięśniony mężczyzna ubrany na biało.
- Gdzie jesteśmy? - zaczęłam się rozglądać, ale widziałam tylko białą salę.
- Jak to gdzie? Na placu zabaw - powiedział uśmiechając się szczerze jak dziecko. Po jego słowach, biała sala, powoli zamieniała się w dobrze mi znany plac zabaw mieszczący się w parku niedaleko mojego domu.
- Ale co my tu robimy?
- Ja wspominam, a ty najwidoczniej chciałaś mi potowarzyszyć - powiedział mężczyzna i z uśmiechem dziecka zaczął delikatnie się huśtać na huśtawce.
- Ale jak to wspominasz? - zapytałam siadając na drewnianym koniu.
- Kiedy byłem mały, uwielbiałem chodzić tutaj - pokazał ręką na otoczenie - Z radością spędzałem tu każdą wolną chwilę. Kiedy miałem 14 lat, postanowiłem, że jak dorosnę poproszę tutaj dziewczynę swoich marzeń o chodzenie, potem o rękę, a na sam koniec będę przychodził tutaj bawić się z własnym dzieckiem, a może i dziećmi. Niestety nie doczekałem tego - uśmiechnął się smutno - Ale ty nadal masz szansę.
- Dlatego mnie tu zabrałeś?
- Zabrałem cię tu, ponieważ to miejsce jest miejscem bez skazy. Miejscem nadziei, wiary i miłości. To miejsce jest miejscem każdego dziecka. To tutaj dzieją się prawdziwe czary - kiedy mówił sceneria powoli się rozmywała, a ja sama czułam się jakbym rozpadała się na kawałeczki.
- Co się dzieje? - zapytałam przestraszona, patrząc Aniołowi prosto w oczy.
- Wracasz tam gdzie ja już nie mam wstępu - powiedział tęsknie i uśmiechając się delikatnie mi pomachał - Do zobaczenia Amelio - szepnął po czym zniknął.
- Zaczekaj..... - krzyknęłam za nim, ale mój krzyk zamarł w bezruchu a ja sama, powoli spadałam w pustkę.

- Budzi się - krzyknął podekscytowany Jason w stronę rodziny dziewczyny - Wołajcie lekarza, ona się budzi.
- Tyler leć po doktora - krzyknęła matka dziewczyny, która sama stanęła przy łóżku swojego dziecka. Dziewczyna powoli zaczęła unosić powieki. Walcząc z jasnym światłem, powoli otworzyła jedno oko po czym szybko je zamknęła.. Nie poddając się powoli otworzyła oczy i przestraszona zaczęła rozglądać się dookoła.
- Witaj z powrotem Skarbie - szepnął chłopak i cmoknął ją w czoło.
- Co się dzieje? - szepnęła dziewczyna, po czym po jej policzku spłynęła samotna łza.

niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział 13

Czy mi się zdaje, czy nr 13 jest pechowy?? Przepraszam, że tak długo nie dodawałam, ale brak czasu. Już was nie zanudzam ;) Liczę na wasze komentarze pod rozdziałem ;P
- Amelia kiedy ty mu to powiesz? - zapytała po raz kolejny zatroskana mama.
- Powiem obiecuje - szepnęłam udając zainteresowanie mieszaniem płatków czekoladowych w misce z mlekiem.
- Ale kiedy?
- Nie wiem - wrzucając łyżkę do miski, podniosłam się - A teraz wybacz idę szykować się do szkoły.
- Skarbie zrozum martwię się o ciebie - szepnęła kobieta załamując ręce.
- Wiem mamo - szepnęłam ze ściśniętym gardłem wychodząc z kuchni. Powolnym krokiem, nie spiesząc się weszłam na górę i mijając po drodze zaspanych Kate i Tylera, bez uśmiechu na twarzy weszłam do pokoju. Powstrzymując chęć rzucenia się na łóżko z płaczem, powolnym krokiem poczłapałam do garderoby i wchodząc pomiędzy wieszaki, siadłam na podłodze. Czując jak pierwsza łza opuszcza moje oko, chwyciłam telefon i zaczęłam pisać wiadomość do Jasona.
Ze ściśniętym sercem i mokrymi policzkami, powoli drżącym palcem wcisnęłam przycisk wyślij. Karcąc się za głupotę, wstałam z ziemi i wycierając twarz byle jakim t-shirtem ruszyłam w stronę szafy. Przeszukując półki, wzięłam do rąk jakieś ciuchy i bez życia poszłam do łazienki. Myjąc dokładnie twarz i zęby, starałam się nie myśleć, o chłopaku, który zawrócił mi w głowie, a ja przez swoje tchórzostwo go zraniłam. Karcąc samą siebie za takie myśli, wytarłam się dokładnie ręcznikiem, po czym ubierając się myślałam nad sensem życia. Czesząc włosy w kucyka, próbowałam i tych myśli się pozbyć. Niestety bez skutecznie.

- Amelia zaczekaj - usłyszałam głos Jasona za sobą. Nie zwracając na niego uwagi szybko ruszyłam w stronę sali od Angielskiego - Amy - Chłopak złapał mnie delikatnie za dłoń - Dlaczego mi to robisz?
- O jejciu czyżby rozpad wiecznej miłości - zaszydziła przechodząca obok nas Amanda.
- Wal się - parsknęłam w jej stronę - A co do ciebie Jason. Lubię cię, ale tak będzie lepiej uwierz mi - ledwo powstrzymując łzy, wyrwałam mu się i ruszyłam w stronę odpowiedniej sali.
- Ale ja cię kocham  - krzyknął z całych sił, wywołując tym samym masę spojrzeń w naszą stronę.
- Cccooo? - zapytałam zaczerwieniona obracając się w jego stronę.
- Kocham cię - powiedział jak gdyby nigdy nic - I cię nie zostawię - podszedł powoli do mnie i złapał za dłoń.
- Ale...
- Nie ma żadnego ale - powiedział zakładając mi kosmyk włosów za ucho. Naszą scenę przerwał jednak dzwonek na lekcję - Pogadamy na przerwie - pocałował mnie delikatnie w policzek i łapiąc za rękę zaprowadził do wyznaczonej sali.

- Ale ty nie rozumiesz - powiedziałam po raz kolejny Jasonowi, spoglądając w bok, gdzie siedział obok mnie na murku przy moim domu.
- To mi wyjaśnij czego tak nie rozumiem - powiedział kręcąc głową.
- Bo ja mam tajemnicę. I przez nią nie możemy być razem, ponieważ wiem, że jak się dowiesz to mnie zostawisz - podwinęłam kolana pod brodę i ukryłam w nich głowę.
- Za co, za to, że dowiem się, że Jewel to ty i że to z tobą pisałem na czacie?
- Co nie - krzyknęłam - Ale zaraz ty wiesz, że ja to...Że Jewel to.... - próbując złapał oddech zeszłam z murku i kucając pod nim zaczęłam łapczywie łapać powietrze przez co moja głowa eksplodowała z bólu.
- Skarbek co się dzieje - zapytał kucając przede mną przestraszony.
- Biegnij po mamę - szepnęłam z wysiłkiem, po czym odpłynęłam w ciemność, która powoli mnie pochłaniała. 


poniedziałek, 21 października 2013

Rozdział 12

Po raz kolejny w mojej głowie rozbrzmiewał jego głos i słowa: o 16 cię porywam. Przecież to za 2 godziny. Załamana siedziałam w garderobie na stercie ciuchów i jeszcze chwila i wybuchnę płaczem. Nigdy jakoś specjalnie się nie stroiłam, a tu boom. Nie wiem co na siebie ubrać. Zaciskając gniewnie dłonie rzuciłam jakimś t-shirtem w stronę drzwi.
- Hola hola bo mnie zaraz zabijesz - usłyszałam wesoły głosik mojej siostry. Zdziwiona spojrzałam w jej stronę - Czyżbyś nie wiedziała w co się ubrać? - zapytała ze śmiechem.
- Tak jakby - powiedziałam zawstydzona bawiąc się dołem bluzki.
- Uff jak dobrze, że mnie masz - powiedziała tylko i posyłając mi pokrzepiający uśmiech podeszła do wieszaków z ciuchami.
- Kogo ma? Mnie? O jak super - powiedział rozweselony Tyler wpadając do mojej garderoby.
- A ciebie co za wiatry tu przywiały? - zapytała Kate patrząc na tego krasnala.
- Prosto z mojej szanownej - tu zrobił pauzę i puścił mi oczko - sama dokończ.
- Dzieciuch - mruknęłam kręcąc głową i powróciła do przeglądania ubrań.
- O co ja widzę. Randeczka się szykuje - powiedział głosem napalonej nastolatki po czym usiadł obok mnie i objął mnie ramieniem - opowiadaj kto to?
- Znów oglądałeś Plotkarę - zapytałam patrząc mu w oczy.
- Nieee wydaje ci się - powiedział wstydliwie - A przytulisz mnie chociaż?
- Pewnie - przytuliłam go delikatnie, na co on uśmiechnął się szeroko.
- Mam - Krzyknęła nagle Kat wyciągając w moją stronę jakieś ciuchy. - Idź się szykować.
- Okej - powiedziałam, po czym rozplątując się z uścisku Tylera poszłam z ciuchami do łazienki się szykować.
OCZAMI JASONA
- W jakim zawodzie pracujesz? - usłyszałem pytanie z ust jakiegoś chłopaka, który już od 10 minut mnie przesłuchuje. 10 Minut już siedzę w domu Amelii i na nią czekam i co raz bardziej się boję tego chłopaka. On ma chęć mordu w oczach.
- Nie pracuje mam dopiero 16 lat - powiedziałem ze stresu ściskając swoje dłonie.
- Tyler spokój bo ci odłączę kablówkę - powiedziała wchodząca do pokoju siostra Amy, Katherine - A ty Jason nie bój się zaraz Lia zejdzie.
- Dziękuje - powiedziałem posyłając jej leciutki uśmiech.
- Ale masz jej nie skrzywdzić - rozkazał chłopak, po czym wstał. Nagle na schodach rozległy się kroki i po chwili ujrzałem ją. Dziewczynę o, której nie mogłem przestać myśleć. Niepewnie podeszła do mnie.
- Wyglądasz, wyglądasz przepięknie - wyszeptałem zarumieniony.
- Dziękuje - wyszeptała, po czym na jej policzkach również zakwitł rumieniec.
- Jakie to romantyczne - zapiszczał ten cały Tyler, po czym wypchnął nas za drzwi wyjściowe - Życzę udanej randki, a teraz Bye Bye - pomachał nam na pożegnanie i zamknął drzwi.
- Kretyn - wyszeptała Amy, po czym spojrzała na mnie. - To gdzie mnie zabierasz?
- Tam gdzie jeszcze nikogo innego nie zabierałem - odpowiedziałem tajemniczo, po czym uśmiechając się delikatnie złapałem ją za dłoń i ruszyłem przed siebie.
Oczami Amelii
OMG. On mnie trzyma za rękę. Spokój idiotko. Ale on mnie trzyma za rękę. Oh jakie to dorosłe, ogarnij się. Tak, tak. ----> Zaraz zaraz czy ja się właśnie kłócę z samą sobą, nagle poczułam, że się zatrzymujemy.
- Czemu nie idziemy? - zapytałam zdziwiona.
- Właśnie się ciebie pytałem co bardziej lubisz romantyczne filmy, czy może filmy akcji.
- Przepraszam zamyśliłam się.
- Nie szkodzi - powiedział z uśmiechem, - A więc co bardziej lubisz?
- Filmy akcji zdecydowanie - powiedziałam z uśmiechem.
- Uff to dobrze dobrałem repertuar - szepnął do siebie po czym pociągnął mnie w stronę lasku, gdzie nikt za bardzo nie chodzi.
- Nie mów tylko, że chcesz mnie zgwałcić w krzaczkach.
- Skarbek nawet tak nie żartuj.
- No dobra, dobra Króliczku - powiedziałam wystawiając mu język.
- Króliczek, ładnie - posłał mi śliczny uśmiech, po czym pokierował ledwo widoczną ścieżką. Po chwili marszu doszliśmy na polankę, gdzie stał rozstawiony projektor, porozwieszane na drzewach zapalone lampki, oraz koc wraz z koszykiem piknikowym.
- Sam to przyszykowałeś - zapytałam z gardłem ściśniętym ze wzruszenia.
- Z małą pomocą brata, ale pomysł był mój.
- Dziękuje - powiedziałam po czym leciutko pocałowałam go w usta, zaskakując tym samym mnie jak i jego. - To jaki film oglądamy? - zapytałam jak gdyby nigdy nic siadając na kocu.
- Może "Niezniszczalni" To mój ulubiony film - powiedział siadając obok mnie.
- Nie żartuj mój też - powiedziałam z uśmiechem.
- I znów trafiłem.
- Farciarz - zaśmiałam się. Jason wystawił mi język dla żartu, po czym włączył film i siadł obok mnie oplatając mnie swoimi ramionami.
- Jak będzie ci zimno mów.
- Dziękuje Jason - powiedziałam patrząc na jego oczy - Za to, że jesteś - szpenęłam ciszej, po czym przeniosłam wzrok na ekran projektora. 

wtorek, 1 października 2013

Rozdział 11

- Już jestem z powrotem - powiedziałam wchodząc do pokoju w jakiś dresach i bluzie. Na dźwięk mojego głosu, Jason przestraszony podskoczył do góry - Ej spokojnie, żadną hydrą ani meduzą nie jestem. - zaśmiałam się, na co on zareagował małym rumieńcem.
- Tak, tak - powiedział nerwowo pocierając dłonie. Odniosłam wrażenie jakby się czegoś przestraszył. Wzruszyłam tylko ramionami podeszłam do łóżka i odsunęłam laptopa na bok.
- Coś ty taki spięty? - spytałam śmiejąc się w duchu, bo przecież na przeciwko mnie siedział chłopak, który uznawany jest za najpewniejszego siebie w szkole.
- Dziwisz się? Siedzę przecież przed jedną z najładniejszych dziewczyn jakie znam - powiedział zalotnie.
- Weeź bo się zawstydzę - zażartowałam. Oboje się zaśmialiśmy.
***
- Amelia - krzyknął, jak tylko zobaczył, że wchodzę do szkoły. Z uśmiechem na twarzy podbiegł do mnie.
- Jason. Cześć - wyszczerzyłam się. - Jesteś pewien, że chcesz tego?
- Czego? - spytał zszokowany, 
- Żeby wszyscy cię zobaczyli w moim towarzystwie. 
- Amelia nie żartuj nawet tak. Spotykamy się od dwóch tygodni. Chcę żeby wszyscy wiedzieli jaką mam wspaniałą dziewczynę. 
- Hola hola... - odsunęłam się od niego i poważnie popatrzyłam mu prosto w oczy. - Nie dziewczynę. A przynajmniej ja nic nie wiem na ten temat. 
- Dobrze jeszcze nie dziewczynę - uśmiechnął się i zaczęliśmy iść w stronę klasy. - A tak swoją stronę to zrobiłaś się strasznie pewna siebie. 
- A to źle? - spytałam zalotnie. Sama nie wiem czego chcę. Jason mi się podoba, ale moja choroba nie pozwoli mi na nic poważnego. Nie chcę, żeby cierpiał. A poza tym on nic nie wie jeszcze o moim raku. 
- Nie nie, ale i bez tej pewności siebie podobałaś mi się bardzo. Teraz jeszcze chwila a się zakocham - z wrażenia, aż się zatrzymałam.
- Amelia? Wszystko w porządku? Żartowałem tylko.
- Uff - odetchnęłam z ulgą. W sumie nie wiedziałam dlaczego tak zareagowałam. Może dlatego, że to zabrzmiało poważnie a może dlatego, że spodobały mi się te słowa?
- w porządku? 
- Tak. Chodźmy na lekcje - uśmiechnęłam się i pociągnęłam go do klasy. 
***
- Mamo jesteśmy - wykrzyknęłam. 
- O jesteście. Cześć Jason. Co słychać?
- Mamo idziemy do mnie.
- Wszystko w porządku prze pani - odpowiedział z uśmiechem, a ja z irytacją spojrzałam na nich. Śmieszna sytuacja. Chłopak, który mi dokuczał teraz bardzo dobrze dogaduje się z moją mamą.
- Amelia dobrze się czujesz? - pytanie mamy mnie zszokowało, ale wiedziałam do czego dąży. Chce, żebym jak najszybciej powiedziała Jasonowi o swojej chorobie.
- Tak mamo, a czemu pytasz? - odpowiedziałam z naciskiem na pytanie.
- Nie nic.
- Możemy już iść? - Jason tylko się przypatrywał tej wymianie zdań. Gdy mama skinęła głową, szybko pociągnęłam go w kierunku schodów. Jak zwykle siedzieliśmy u mnie na łóżku i odrabialiśmy lekcje, a potem po prostu gadaliśmy. Lubiłam tak spędzać czas. Jason wtedy był po prostu sobą, a ja nie musiałam się go wstydzić. Głównie dzięki niemu nabrałam pewności siebie, no i oczywiście dzięki chorobie. Skoro i tak umieram to po co dawać się tak wykorzystywać i wyśmiewać. Teraz nadeszło moje pięć minut i wykorzystam je odpowiednio.
- Hej Skarbek czemu tak zamilkłaś? - Jason niespodziewanie chwycił mnie za dłoń. Zawstydzona jego zachowaniem spojrzałam na niego. - Przeszkadza Ci że tak do Ciebie mówię?
- Niee - powiedziałam z lekką chrypką. Mój głos nagle zabrzmiał tak cichutko i niepewnie. - Po prostu... - nie mogłam skupić się na tym co chcę powiedzieć - Ja... - do moich oczu napłynęły łzy, ale kręceniem głowy próbowałam je odgonić. Nie potrafię mu tego powiedzieć. Nie teraz. To jest za piękna chwila, żeby rak ją zepsuł.
- Hej hej - Jason przysunął się do mnie i mocno przytulił. Ta pozycja nie była zbyt wygodna, ale spędzenie chociaż chwili w ramionach Jasona, było najprzyjemniejszą rzeczą jaka mnie spotkała.
- Dziękuję - powiedziałam szeptem.
- Za co? - spytał z uśmiechem. Na pewno wiedział, za co ale chciał to usłyszeć ode mnie.
- Za to że... Pomogłeś mi z matmą - roześmiałam się. Jason zrobił minę jakby chciał zabić mnie wzrokiem. Oczywiście w ramach żartu.
- Wredotka - przez chwilę siedzieliśmy jeszcze razem, ale Jason musiał zmykać do domu, więc nie trwało to zbyt długo. Odprowadziłam go do drzwi.
- Am co robisz jutro?
- Jutro? Chyba nic.
- To fajnie. Koło 16 cię porywam.
- Dobrze - zgodziłam się bez wahania. Jason nachylił się i cmoknął mnie w usta i zostawiając mnie w szoku. po prostu wyszedł. To był nasz pierwszy pocałunek i był wspaniały chociaż tylko przelotny. 

środa, 28 sierpnia 2013

Rozdział 10

Bardzo dziękuje za napisanie tego rozdziału mojej siostrze Kasi ;* Już się nie mogę doczekać Kaczorku soboty. Rozdział dedykowany jest również wszystkim dziewczynom z Włoch, które teraz tam jeszcze siedzą na praktykach ;) oraz Misi, Pierniczkowi i Juli. Dziękuje za wsparcie dziewczyny ;**

Zażenowana całym dzisiejszym dniem, nie miałam nawet chęci siedzenia w Internecie. To przykre, że jeden człowiek, czy nawet cała grupa wrogo nastawionych nastolatków, potrafi tak bardzo zniechęcić do jedynego świata, w którym się odnajduje. Moja głowa eksploduje... Może dlatego, że jestem zdenerwowana, ale może też dlatego, że dzisiaj mój nowotwór wyjątkowo mi dokucza. Z lekkimi zawrotami głowy, położyłam się do łóżka. Tak bardzo chciałabym teraz z powrotem znaleźć się w szpitalu. Zemdleć i nie myśleć o niczym... Tak po prostu - odejść. 
Nie wiem kiedy, ale odpłynęłam spokojnym snem. Rozmyślając o wszystkich niedogodnościach, po prostu usnęłam. 
Po chwili czarnej pustki, znalazłam się w całkowicie białym pomieszczeniu. Bez okien, bez świata, a jednak całkowicie jasnym i przestronnym. Myślałam, że jestem tu sama, więc zaczęłam się rozglądać z zaciekawieniem. Nie było tu żadnych mebli. Tylko białe ściany i zasłony. Spojrzałam w górę, aby zobaczyć sklepienie. Jest bardzo niesamowite, ale wysokie, jakby w ogóle nie należało do tego budynku. Mam wrażenie, że sklepieniem jest po prostu niebo, tylko takie zachmurzone i całkowicie białe. W jednej chwili poczułam się taka  mała i niziutka, ale mój zachwyt wyrastał poza mój wzrost. Gapiąc się tak w sufit, nie zauważyłam mężczyzny, który pojawił się nie wiadomo skąd. Mój wzrok nadal się nie przyzwyczaił do tego światła więc z daleka niewiele widziałam. Z zaciekawieniem, ale jednocześnie ze strachem, stałam i próbowałam przyjrzeć się zbliżającemu się mężczyźnie. Na pewno ubrany był cały na biało, bo niewiele różnił się od całego tego otoczenie. Z irytowaniem patrzyłam jak mężczyzna powoli zbliża się w moją stronę. Szedł jakby chciał ale nie mógł. Z każdym krokiem zbliżał się do mnie i mogłam dojrzeć szczegóły. Był bardzo umięśniony i przez białą bluzkę spokojnie można było dojrzeć zarysy jego umięśnionej klatki piersiowej, ale jego twarz nadal okryta była białą poświatą i nie mogłam jej zobaczyć. W jednym momencie poczułam silny ból głowy. Tak silny jak nigdy.. Moje oczy zaszły łzami i złapałam się za głowę. Moje kolana powoli zginały się i zbliżałam się niebezpiecznie do podłogi. Krzyczałam w środku, ale nie ze względu na ból, ale ze względu na wściekłość, że akurat gdy mogłabym zobaczyć twarz nieznajomego, mój rak dał o sobie znać. W momencie przypływu nowego bólu, straciłam nadzieje na cokolwiek, ale nagle poczułam umięśnione ręce, które mnie objęły i podniosły. Głowa nadal mnie bolała, ale z każdym krokiem mężczyzny zaznawałam ukojenia. Gdy tylko poczułam, że mogę się odezwać powiedziałam:
- Dlaczego mnie niesiesz? - wyszło mi to bardzo cicho i słabo, nawet nie miałam pewności, czy na pewno mój wybawiciel to dosłyszał. Na swoją odpowiedź nie czekałam zbyt długo.
- Jestem tutaj aby ci pomóc - głos wydawał mi się bardzo znajomy, ale nie byłam w stanie rozpoznać kto to mówił, gdyż mój mózg zniekształcał słowa pod wpływem bólu, który wywołała moja choroba.
- W jaki sposób mi pomóc? 
- Musze pomóc dotrzeć twojej duszy do nieba.
- Kim jesteś? - spytałam tak spokojnym głosem, że sama się sobie dziwiłam.
- Aniołem - nie odpowiedziałam nic na to, bo nie byłam już w stanie, ale nasz marsz trwał dalej i miałam nadzieję, że mężczyzna kontynuuje odpowiedź. - Jestem tutaj po to, żeby przetransportować zbłąkane dusze, które tu trafiają i nie wiedzą dokąd się udać. Zagubione tak jak ty. 
- Ja nie jestem zgubiona - zaprotestowałam. 
- Jesteś zagubiona. 
- Wcale nie - stawiałam się dalej. 
- Nasza droga chwilę potrwa, więc mogę opowiedzieć ci historię. Chcesz? 
- Opowiedz - zgodziłam się, nie wyczuwając niczego co mogłabym stracić. W końcu nawet nie wiem dokąd mnie niesie. 
- Kiedyś na ziemi żył mały chłopiec. Miał ładne ciemne kręcone włoski, duże, czarne oczy i niesamowity uśmiech. Wszyscy dookoła go chwalili i mówili, że w przyszłości wyrośnie na przystojnego mężczyznę. Wszystkie sąsiadki zazdrościły kobiecie tak ładnego synka i często żartowały, że ożeni się z którąś z ich córek. Chłopiec rósł i z roku na rok wyrastał na ładnego chłopca, a kobiety już bardziej na poważnie zaklepywały sobie miejsce małżonki, chcąc by poślubił, którąś z ich córek. Chłopiec miał 15 lat, a wszystkie sąsiadki z okolicy tłumaczyły swoim córkom, że już za niedługo będą musiały się bardzo starać aby zdobyć tego najprzystojniejszego. W wieku 16 lat chłopiec zachorował na bradzo poważną chorobę. Z dnia na dzień jego ciało traciło blask, a mięśnie siłę fizyczną. Po pół roku, nie miał już władania w nogach i rękach, a jego matka niegdyś tak dumna z najładniejszego dziecka w okolicy, z miną męczennicy pchała przed sobą wózek inwalidzki. Sąsiadki już jej nie zazdrościły, a raczej współczuły takiego losu. Wszyscy udawali, że go nie widzą, ale w domach obgadywali go, że kiedyś był tak nieprzeciętnie idealny, a teraz brakuje mu kroku do śmierci. W chwili gdy pragnął mieć chociaż przyjaciela i skrycie marzył o miłości, żadna z dziewcząt nie chciała nawet go spotkać na ulicy. Pogrążony w swoim cierpieniu, został wykreślony ze świata żywych zanim jeszcze umarł. Jego los był bardzo smutny, chłopak został sam ze swoją chorobą, patrząc jak jego bliscy męczą się opiekując się nim - nie wiem dlaczego, ale mężczyzna nagle przerwał. Po moich policzkach spływały już łzy, bo jego historia wydawała się taka prawdziwa. Taka podobna do mojej... - Na koniec umarł - dodał po chwili, a ja nie miałam odwagi przerwać milczenia, które nagle zapadło. 
- Skąd znasz tą historię? - spytałam w końcu zachrypniętym głosem. 
- Ja byłem tym chłopcem. Miałem wszystko. Popularność, znajomych, ale nie miałem jednego - miłości. Zawsze bałem się, że zostanę sam, ale bałem się też, zrobić krok ku swojemu szczęściu. W efekcie końcowym nie miałem już nic. - po tych słowach odważyłam się, odchylić lekko głowę i zobaczyć tajemniczą twarz mojego wybawiciela. 
To był Jason. Ten sam Jason ze szkoły, a jednak inny. Bardziej umięśniony i z łagodniejszymi rysami twarzy. Ubrany cały na biało był jeszcze przystojniejszy. Chciałam już zapytać czemu on? ale...
- Hej Pyszczuniu wstawaj! - siostra krzyczała nade mną, delikatnie mnie szturchając. Zamrugałam kilka razy powiekami, na rozbudzenie. - No w końcu. Budzę cię i budzę. Zaraz spóźnisz się do szkoły. 
- Katie, ja nie dam rady - powiedziałam słabym głosem. Siostra momentalnie usiadła na łóżku blisko mnie i złapała mnie za rękę.
- Źle się czujesz? Zawołać mamę? 
- Ej spokojnie jeszcze nie umieram - mój żart nie wyszedł tak świetnie jak planowałam. - Znaczy się nie za dobrze się czuję i chciałabym dzisiaj odpocząć. 
- Am co jest? - dopytywała już spokojniejszym głosem.
- Nic po prostu dzisiaj nie chcę iść do szkoły. Jestem zmęczona i chciałabym odpocząć.
- Powiem mamie, że jeszcze śpisz - powiedziała z entuzjazmem, posłała mi całusa z uśmiechem i wymaszerowała z mojego pokoju. 
Zostałam sama i jeszcze chwilę leżałam na łóżku, myśląc o tym co mi się śniło. Po kilku minutach siadłam na łóżko wzięłam laptopa na kolana i od razu odpaliłam windowsa. Nie chciało mi się nawet iść pod prysznic. Leżałam przykryta do połowy i przeglądałam swoje standardowe stronki. 
Moje Internetowe wsparcie nie zawiodło dzisiaj. Po kilku minutach siedziałam już ze łzami w oczach, czytając pocieszające wiadomości od najlepszych dziewczyn w Internecie. Szkoda, że nie wiedzą, że z każdym dniem jestem coraz dalej od nich, a coraz bliżej śmierci.
****
- Amelia ktoś do Ciebie - powiedziała mama, a raczej wydarła się z dołu. Niechętnie zeszłam na dół, nadal ubrana w piżamę. - Skarbie ty jeszcze w piżamie? Jest 17.
- Nie miałam siły się ubrać mamo - powiedziałam słabym głosem i skierowałam się do przedpokoju, gdzie spotkało mnie zaskoczenie. W moim domu stał Jason Boucher. 
- Heej - powiedział niepewnie, pocierając tył głowy ręką. 
- Cześć - odpowiedziałam równie skrępowana. - Co ty tu robisz?
- Nie było cię w szkole, więc postanowiłem sprawdzić czy wszystko w porządku - mówił nadal skrępowany. Jakby dokładnie dobierał słowa, uważając by się nie wygłupić. 
- Sprawdziłeś. Wszystko w porządku możesz już iść - powiedziała pewnym siebie głosem.
- Ale ja nie chcę - sprzeciwił mi się. 
- Czego chcesz? 
- Chcę wiedzieć dlaczego myślisz o samobójstwie? - powiedział na jednym wydechu, tak jakby trzymał to pytanie już od bardzo dawna w sobie i teraz je wypowiedział z taką prędkością, w obawie, że się zawaha i go nie wypowie. Zaskoczona spojrzałam na niego. Stał w pełny napięciu czekając na odpowiedź. Roześmiałam się. Zmieszany Jason tylko stał przede mną i czekał na jakąś dalszą reakcje.
- Przepraszam - powiedziałam powstrzymując śmiech. - zaraz się uspokoję. Lepiej chodź ze mną. - zachęciłam go machnięciem ręki i powtarzając pod nosem "chce popełnić samobójstwo", śmiałam się do samej siebie i poprowadziłam chłopaka do mojego pokoju. Otworzyłam drzwi i Jason przepuścił mnie, żebym mogła wejść pierwsza. 
- Możesz usiąść na łóżku, ja tylko się ogarnę i wrócę - zostawiłam go samego i poszłam do łazienki.
***
oczami Jasona
Nagły wybuch śmiechu Amelii lekko mnie zaskoczył. Myślałem, ze jest poważne i traktuje życie poważnie, a fakt popełnienia samobójstwa wzbudza w niej taką radość. To nienormalne. Potem znowu mnie zaskoczyła, bo zaprosiła mnie do swojego pokoju. Wszedłem z niepewnością, bo sam nie wiem dlaczego, ale przy niej bardzo się krępuje. Usiadłem na jej łóżku i czekam na jej powrót. Obok mnie leży jej laptop. Miała odpalone jakieś stronki, więc zerknąłem. 
Na pulpicie wyświetlony był jakiś blog. Przeczytałem fragment, który akurat było widać. To jest niezłe. Ktoś ma talent do pisania. Spojrzałem w lewy górny róg i z zaskoczeniem zobaczyłem, że Amelia zalogowana jest jako Jewel. Jeszcze raz spojrzałem, aby się upewnić. Faktycznie zalogowana jest jako Jewel. Czy to możliwe, żeby to była ta sama Jewel co pisałem z nią kilka tygodni temu na stronie internetowej szkoły? Czy to możliwe, że Amelia to Jewel King, która mnie olała przez Internet?

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Rozdział 9

Od 4 dni rozmawiam z Peterem Jamesem i mogę go chyba już uznać jako bliskiego kolegę. Nie zdradzam mu sekretów, ale żywo rozmawiamy na różne tematy. Niektóre nawet śmieszne. Po raz kolejny z uśmiechem włączyłam laptopa i czekałam, aż Peter będzie dostępny. Z nudów zaczęłam bębnić palcami w blat biurka, wystukując tym samym rytm jakiejś melodii. W końcu czas mojego czekania dobiegł końca, a mój kolega był dostępny. Z uśmiechem na ustach zaczęłam z nim pisać.
***
- Amelko wstawaj - usłyszałam nad głową głos mamy, który tylko zachęcał do otworzenia oczu - Wstawaj naleśniki na śniadanie - próbowała mnie dalej przekupywać abym szybciej wstała i zaczęła szykować się do szkoły - Jak teraz wstaniesz dostaniesz więcej.
Ja - Poproszę 6 z czekoladą i bitą śmietaną - powiedziałam, przeciągając się i przecierając sklejone oczy - Inaczej nie wstaje.
- Dobra niech ci będzie - powiedziała ze śmiechem i opuściła mój pokój.
Z uśmiechem na ustach wstałam z łóżka, rozprostowując tym samym kości. Przeciągając się poszłam do łazienki gdzie załatwiłam poranne potrzeby i ubrałam się. Patrząc na swoje odbicie w lustrze, czesałam włosy w kucyka i myślałam nad dzisiejszym dniem. Wczoraj wraz z Peterem doszliśmy do porozumienia i dzisiaj po szkole mieliśmy się spotkać na ławce w parku. Nie powiem stresuje się trochę, ale mam także cichą nadzieję, że okaże się on Jasonem. Nie wiem czemu, ale wydaje mi się on do niego podobny. Potrząsnęłam głową odganiając natrętne myśli i zeszłam na dół. Siadając przy stole cieszyłam się jak dziecko widząc talerz pełen słodkich pyszności.
***
Siedząc na umówionej ławeczce, coraz bardziej się denerwowałam. Chowając trzęsące się ze strachu dłonie do kieszeni kurtki, próbowałam opanować przerażenie. Nagle w moją stronę zaczęła się kierować jakaś postać w rozpiętej kurtce i fullcapie. Przerażona odetchnęłam tylko głęboko.
- MacPhie spieprzaj z mojej ławki - powiedział zły Frank Mixer, starszy o rok brat Amandy.
Ja - Nie, ta ławka do nikogo nie należy więc mogę tutaj siedzieć - powiedziałam z udawaną pewnością siebie, po czym aby potwierdzić moje słowa rozsiadłam się na niej.
- A chuj mnie to teraz obchodzi - powiedział wsadzając dłonie do kieszeni - za 10 minut umówiłem się tu z zajebistą laską. Tu na tej ławce, więc nie rób jakiś pieprzonych scen i przesuń swoje dupsko na inną ławkę.
Ja - A jeżeli wolno spytać co za idiotka umówiła się z takim czymś jak ty - zapytałam, bojąc się już jego odpowiedzi.
- z niejaką Jewel King - powiedział z rozmarzonym uśmiechem na twarz - Więc kurwa rusz te dupsko - ponownie włożył maskę chłodu i wrogości. Zamurowana jego odpowiedzią wstałam tylko kręcąc głową.
Ja - Miłej randki - powiedziałam na odchodne, ale zatrzymałam się jeszcze w pół kroku - Myślę jednak, że ona nie przyjdzie - ze łzami zawodu w oczach skierowałam się do domu. 
***
Po  dojściu do domu, nie patrząc na nic od razu usunęłam konto z czatu, po czym siadając wygodnie na krześle, przeniosłam się w świat blogowania i fantazji. Jest to świat, który jako jedyny mi pozostał. Tam nigdy nie będę zraniona. Tam mogę żyć jak tylko chcę. Nikt mnie nie wyśmieje, nie ośmieszy. Nikt nie będzie dyktował mi jak mam żyć. Tam jest świat idealny. Świat wymyślony całkowicie przeze mnie...........

PRZEPRASZAM ZAWIODŁAM :(

czwartek, 15 sierpnia 2013

Rozdział 8

Boże jaka ja jestem głupia. A jak to znowu głupi żart. Zadręczając się tego typu myślami stałam pod fontanną i jak jakaś ostatnia pizda stałam i czekałam. Dosłownie. Niby do spotkania zostało jeszcze 5 minut, ale jak nie przyjdzie. Jak mnie wyśmieje, że jestem naiwna. I znowu to samo, znowu ta sama litania. Oddychając płytko i z małymi utrudnieniami opadłam na krawędź fontanny i schowałam twarz w rękach. Nagle poczułam jak ktoś kładzie mi rękę na plecach. Przestraszona odskoczyłam.
J - Przepraszam nie chciałem - powiedział skrępowany łapiąc się za kark.
Ja - Jason? - zapytałam z mocno bijącym sercem - Czy ty chcesz mnie przedwcześnie zabić?
J - Nie jeszcze raz przepraszam - opuścił wzrok, po czym zaraz pacną się dłonią w czoło - To dla ciebie - powiedział podając mi słodki bukiet kwiatów. Dosłownie słodki, ponieważ zrobiony był z żelek. Mniam.
Ja - Dziękuje - szepnęłam zarumieniona, ale zaraz potem potrząsnęłam głową i spojrzałam na chłopaka - A więc po co chciałeś się ze mną widzieć? Znów mnie wyśmiać, czy dokuczyć?
J - To nie tak - siadł załamany na fontannie - Przyznam, na początku śmiesznie było, jak robiliśmy ci małe kawały, ale jak Mandy posunęła się do tego, że po raz pierwszy się rozpłakałaś chciałem, z tym przestać, ale jak już mówiłem jestem tchórzem i się po prostu bałem.
Ja - Aha czyli ma się rozumieć, że żal ci się mnie zrobiło, więc zaprosiłeś mnie tutaj, aby zamydlić mi oczy, a w szkole będziesz mi dalej dokuczał. Nie dziękuje, za takie coś - powiedziałam zła - A ten bukiecik sobie wsadź tam gdzie spodnie przysłaniają - rzuciłam w niego bukietem a sama biegiem ruszyłam w stronę mojego domu. Boucher na początku próbował mnie dogonić, ale już po kawałku biegu darował sobie. Z ciężkim oddechem i ze spoconymi dłońmi otworzyłam drżącą ręką drzwi i weszłam do środka. Nie patrząc na nikogo wbiegłam na górę wprost do swojego pokoju. Rzucając się na swoje łóżko wybuchnęłam płaczem. Próbując się choć trochę uspokoić podeszłam do okna i otwierając je na szerokość siadłam na parapecie. Wdychając świeże powietrze, po woli uspokajałam się. Kiedy po moim małym załamaniu zostały tylko czerwone, lekko opuchnięte oczy i drżące dłonie, nie zamykając okna, podeszłam do laptopa i odpalając go, poszłam jeszcze szybko do łazienki obmyć oczy. Po wykonanej czynności siadłam przed monitorem i nie patrząc na nic weszłam na bloga, gdzie zaczęłam pisać rozdział, nawet nie wiem kiedy łzy ponownie zaczęły mi się zbierać pod powiekami. Na koniec pisania, spływały już one swobodnie po policzkach. Przez tego kretyna właśnie uśmierciłam całe One Direction wraz ze swoimi dziewczynami. Wstawiając rozdział na widok publiczny, bezradnie położyłam głowę na biurko i czekałam aż zaczną się hejty w moją stronę. Już się przyzwyczaiłam. Niektórym nie pasowało to co piszę, hejtowali mnie za to, że piszę większość opowiadań tylko z Zaynem, albo mój styl pisania, ale to nie moja wina, że z nim najłatwiej mi się piszę. Odświeżając stronkę z bijącym sercem otworzyłam 2 komentarze. Zdziwiona zobaczyłam, że zamiast hejtów moje nowe znajome wspierały mnie i chwaliły za rozdział. Nie powiem było to miłe uczucie.
***
Po raz kolejny, rozpoczynając beznadziejną rozmowę na czacie naszej szkoły, myślałam już tylko o tym, aby ten ktoś okazał się osobą fajną, z którą można porozmawiać. Z nudów weszłam na tą stronkę i zaczęłam pisać z ludźmi. Niestety jak dotąd trafiałam na same bezmózgi. Dosłownie. No przepraszam bardzo, kto mądry rozmawia o kolorze lakieru na paznokciach, albo  o brzydkim kolorze koszulek drużyny koszykówki. Z bijącym sercem zaczęłam rozmowę z niejakim Peterem Jamesem. Od pierwszej wiadomości poczułam do niego sympatię. 
PRZEPRASZAM, ŻE KRÓTKI, ALE NIE MAM ZA BARDZO WENY :P

niedziela, 4 sierpnia 2013

Rozdział 7

Patrząc na krople deszczu spływające po szklanej powierzchni okna rozmyślałam nad tym co będzie dalej. Mam dopiero 15 lat, dobra prawie 16, a za jakiś czas w ogóle już mnie tu nie będzie. Nigdy nie poczuje smaku prawdziwej miłości, macierzyństwa, jak to jest mieć wnuki. Kiedy dowiedziałam się o chorobie, byłam załamana. No bo pomyślcie tylko, 15 latka wychowywana bez ojca, który zmarł kiedy miała 10 lat to jak wbicie noża w plecy, a do tego jeszcze śmiertelna choroba, która jest jak kręcenie tym nożem. Moje życie można opisać prosto tak jak krople deszczu. Spadają na ziemię, zamieniają w kałuże, wpadają do nurtu rzeki, ale na nie też przyjdzie czas. Wychodzi słońce, ogrzewa je zamieniając w parę wodną i już nikt o nich nie pamięta. Tak samo będzie ze mną. Spadłam na ziemię, wpadłam do nurtu rzeki i polecę w dół. Za jakiś czas nikt już o mnie nie będzie pamiętał. Będą odwiedzać mój grób z przymusu. Zawsze tak jest. Kończąc swoje rozmyślanie położyłam się na łóżku i powoli zamknęłam oczy.
***
J - James - wrzasnąłem, na brata który po raz setny w tym tygodniu zabrał mi mój szkicownik - Oddaj to geju.
Jam - Sam jesteś gejem szczylu - powiedział wesoły - A tak poza tym śliczne rysunki - krzyknął rzucając w moją stronę zeszyt.
J - Pierdol się.
- Jason wyrażaj się - krzyknęła z dołu wściekła mama.
J - Ale ten buc zabiera mi moje rzeczy - krzyknąłem rozzłoszczony,
- Też masz problem - powiedziała wchodząc po schodach - On ci zabiera szkicownik, a sam chowa zdjęcie dziewczyny pod poduszkę.
Jam - Mamo - krzyknął zaczerwieniony.
J - Hahhaa debil - rzuciłem w jego stronę i pobiegłem do jego pokoju po fotkę. Z miną zwycięzcy wyciągnąłem zdjęcie i wybuchnąłem śmiechem.
Jam - I z czego się śmiejesz pedale - zły wyrwał mi obrazek i pogłaskał z czułością.
J- Bo, podoba ci się dziewczyna, której siostra podoba się mi.
Jam - O ja żesz cię pierdziele - szepnął siadając na łóżku - My to mamy życie.
***
K - Lia podnoś zadek do góry, czas do domu wracać - obudził mnie jakiś krzyk nad uchem, przestraszona zerwałam się do góry, uderzając w coś czołem.
Ja - Ałć - zaczęłam masować czoło otwierając oczy - Kate? - zapytałam na widok siostry, która stała  i trzymała się za czoło.
K - Nie święty Mikołaj.
Ja - A to nie wstaję - rozbawiona sytuacją położyłam się ponownie.
K - No weź Myszko - zaczęła jęczeć mi nad uchem - Nie chcesz wrócić do domu?
Ja - Dobra przekonałaś mnie - z uśmiechem wyskoczyłam z łóżka i zabierając w biegu ciuchy przygotowane na krześle wybiegłam do łazienki. Szybko się rozebrałam i wskoczyłam pod szpitalny prysznic. Po opłukaniu ciała, wysuszyłam się ręcznikiem i w trybie jak najszybszym ubrałam się. Zabierając piżamę wyszłam zadowolona z łazienki i skierowałam się po raz ostatni do sali skąd wzięłam walizkę i siostrę. Dosłownie ją wzięłam po idiotka się zawiesiła na widok pielęgniarza. 
***
Rzuciwszy w kąt torbę chwyciłam do rąk płytę One Direction i puszczając ich piosenki na cały regulator zaczęłam robić porządek w pokoju. Kiedy byłam w połowie sprzątania mój telefon zaczął się śmiać. I to dosłownie rzecz ujmując śmiechem Nialla Horana. Z uśmiechem na twarzy chwyciłam go i zauważyłam esemesa od nieznanego numeru. Zaciekawiona otworzyłam go:
Spacer jeszcze aktualny? Butch
Zdziwiona nie wiedziałam co odpisać. Spojrzałam na godzinę i zobaczyłam, że dopiero jest 17. Chcąc nie chcąc jeszcze zdążę spotkać się z tym gamoniem. Najwyżej wyrwę się wcześniej.
Za 30 minut w parku przy fontannie ;) JJ
Wytarłam ręce w ręcznik leżący obok i zabierając torbę z krzesła wyszłam z pokoju. Informując mamę, że wychodzę wyszłam przed dom i zaczęłam kierować się w miejsce spotkania.

PRZEPRASZAM, ŻE KRÓTKI ALE MAM CHWILOWY BRAK WENY I USMAŻONY NA SŁOŃCU JAK JAJECZNICA MÓZG ;)


niedziela, 28 lipca 2013

Bardzo dziękuje za nominację do Liebster Award: http://errorlove1d.blogspot.com/. Z chęcią odpowiem na tę parę minut, ale proszę wybaczcie mi, że nie nominuje nikogo, ponieważ zawsze mam problem z wybraniem osób, tak więc każdy niech czuje się zaszczycony i jak chce niech odpowie na swoim blogu odpowiedzi na pytania, które napisze poniżej. A teraz odpowiem na pytania zadane przez Julię Motycką ;)
1. Kiedy zaczęłaś pisać opowiadania ?
Ad.1 Moje pierwsze opowiadanie powstało w wieku 12 lat ;) Możecie się śmiać, albo nie, ale pisane było o Justinie Bieberze ;D
2. Co sądzisz o Ewie Farnie ?
Ad.2 Nie jestem jej fanką, ale szanuję ją i jej muzykę nawet mam parę piosenek jej na telefonie ;)
3. Należysz do jakiś fandomów ? Jeśli tak to do jakich ?
Ad.3 Należę, i to do wielu. Pozwolisz, że wymienię tylko trochę ;D Directionerki, Fandom Mangi i Anime, Roomies, Selenators, Lovatics, Smilers, Barbz, Sheeranators, PotterHead, Moobies, Fairy Tail, Nirvana Fans, Linkin Park Fandom i wiele wiele więcej ;)
4. Wierzysz w przyjaźń damsko-męską ?
Ad.4 Tak ;)
5. Ulubione imię żeńskie ?
Ad.5 Jewel, Lucy, Rosalie, Rozalia, Amalia
6. Co jest twoim zdaniem ważniejsze: wygląd czy inteligencja ?
Ad.6 Dla mnie ani to, ani to. Dla mnie najważniejsze jest podejście do życia i otoczenia. Może mieć wygląd bandziora i zero inteligencji, ale za to może kochać naturę i pomagać innym.
7. Angielski vs niemiecki ?
Ad.7 Oczywiście, że Angielski. Niemieckiego nienawidzę i mam ledwo 3 ;D
8. Lubisz czytać książki?
Ad.8 Uwielbiam w szczególności fantasy i romanse, ale od 3 dni czytam "Hrabiego Monte Christo" po raz drugi i nie chwaląc się jestem już w połowie ;D
9. Jakie imię byś chciał/a mieć?
Ad.9 Jewel, ewentualnie Amelia lub Amalia ;) Kiedyś chciałam być Mercedes po przeczytaniu po raz pierwszy Książki Dumasa " Hrabia Monte Christo"
10. Według ciebie czym jest miłość?
Ad.10 Trudne pytanie, ponieważ każdy ma odmienną teorię na ten temat. Może być teoria czysto filozoficzna, teoria wzięta prosto z jakiegoś romansu lub po prosu przeżyta na własnej skórze, ale dla mnie miłość to przede wszystkim wsparcie drugiej osoby, 100% zaufanie i przede wszystkim przyjaźń między kochankami ;)
11. Kręcone czy proste włosy ?
Ad.11 Trudno stwierdzić, ponieważ moje włosy to jeden istny chaos. Chciałabym mieć albo kręcone albo proste, ale mam coś pomiędzy. Raz kręcone, a raz proste a w deszcz to normalnie fryzura a'la Harry Styles ;D

A teraz parę pytanek ode mnie:
1. Lubicie Little Mix?
2. Ulubiony owoc?
3. Czytasz książki?
4. Oglądasz filmy?
5. Ulubiony kolor?
6. Ulubiony aktor/aktorka?
7. Najlepsze wspomnienie z dzieciństwa?
8. Pies vs.Kot?
9. Szczęśliwa bądź ulubiona liczba?
10. Ulubiona piosenka?
11. Co według ciebie oznacza słowo przyjaźń? 

niedziela, 21 lipca 2013

Rozdział 6

Nagle drzwi od sali skrzypnęły i wszedł przez nie jak gdyby nigdy nic Jason Boucher. Spojrzałam przelotnie na niego, po czym znów spojrzałam za okno.
Ja - Coś chcesz ode mnie? Znów mnie wyśmiać, szydzić? 
J - Nie - powiedział cicho podchodząc do mojego łóżka - Chcę cię przeprosić. Chcę przeprosić, że jestem dupkiem i tchórzem. Że zależało mi tylko na tym aby być lubianym.
Ja - Już przeprosiłeś. Poczułeś się lepiej  - powiedziałam z sarkazmem. - To teraz daj mi spokój i wyjdź - wskazałam mu ręką drzwi, a sama odwróciłam się do niego plecami i zamknęłam oczy.
J - Do..do..dobrze - za jąkał się - Jeśli tego właśnie chcesz - położył coś na stoliku i wyszedł z sali. Otarłam szybko dłonią, łzę spływającą po policzku, po czym spojrzałam na stolik, gdzie leżała jakaś koperta, a na niej paczka Misiów Haribo. Moich ulubionych. Wzięłam kopertę do ręki i otworzyłam:
Droga Amelio, a może powinienem powiedzieć Jewel. A więc droga Amelio-Jewel!
Tak, wiem o tym, że piszesz bloga pod tym pseudonimem i nie bój się nikomu tego nie powiem, ale jedno mogę ci powiedzieć piszesz super. Ale nie to chciałem tu powiedzieć. Od zawsze mi się podobasz, ale co z tego jak jestem tylko tchórzliwym kurczakiem. Niestety to chyba u mnie rodzinne. Dzisiaj kiedy usłyszałem jak powiedziałaś, że umrzesz za rok, moje serce przestało bić. Nie możesz tak o sobie odejść. Jesteś młoda, zasługujesz na szczęście. Nie zabijaj się. Nie warto. Kiedy wyjdziesz ze szpitala chciałbym się z tobą spotkać. Pójść na jakiś spacer, albo ciastko. Jak się zgodzisz to chyba będę najszczęśliwszym chłopakiem na ziemi. Proszę wybacz moje wcześniejsze zachowanie. Lubię cię i to bardzo.
Jason Boucher zwany Butch ;)
Zgniotłam list w dłoni i z gniewem rzuciłam go na podłogę.
Ja - Nie dam się oszukać, omamić - wrzasnęłam, po czym zaczęłam wrzeszczeć w poduszkę. Nagle usłyszałam skrzypnięcie drzwi, przestraszona podniosłam się do pionu, na co Kate z Tylerem wybuchnęli śmiechem.
T - No wiesz nie wiedzieliśmy że tak na nas reagujesz - powiedział pomiędzy wybuchami śmiechu.
Ja - Ha ha ha bardzo śmieszne - powiedziałam zirytowana.
K - Oj już się tak na nas nie gniewaj Pyszczuniu mamy laptopa.
T - I internet.
Ja - Ja żyję - krzyknęłam zadowolona. Podali mi sprzęt a sami rozsiedli się u mnie na łóżku.

Po ich wyjściu, wyjęłam laptopa z torby i włączyłam. Kiedy tylko się załadował, podpięłam internet i od razu weszłam na Twittera i Bloggera. Zauważyłam, że dwie cudowne dziewczyny znowu napisały do mnie pod rozdziałem na blogu. Jako, że wcześniej dałam namiary na swoje GG, to załadowałam i tą aplikację. Tylko się załadowała a otrzymałam dwie wiadomości. Od Pauliny i Marzeny. Podekscytowana szybko je przeczytałam i odpisałam. Z niecierpliwością czekałam na odpowiedź. Po chwili ją otrzymałam. Pogadałyśmy chwilę tak  bardziej za poznawczo i się pożegnałam ponieważ robiłam się coraz bardziej senna. Zasnęłam z nadzieją na lepsze jutro.

PRZEPRASZAM. Przepraszam zawaliłam ten rozdział, ale to wina Kaczorka. Wczoraj małpa nadepnęła mnie i dzisiaj mam spuchnięty palec u nogi, który boli.Przepraszam jeszcze raz, że zawiodłam.

niedziela, 14 lipca 2013

Rozdział 5

Oczami Jasona
Zszokowany patrzyłem jak piłka w zwolnionym tempie uderza z siłą w drobniutkie ciało Amelii, tym samym wywracając ją na podłogę. Gdy upadła z hukiem a piłka obok niej zerwałem się i już po chwili byłem obok niej. Odgarnąłem jej niesforną grzywkę z czoła i zauważyłem jak z kącika jej ust sączy się krew. Zaraz obok mnie pojawiła się pani od wf'u wykręcająca numer na pogotowie. Delikatnie otarłem jej usta i ze strachem czekałem na przyjazd karetki. Po chwili jednak zamiast sanitariuszy na sali pojawiła się matka dziewczyny. Po spojrzeniu na córkę, wściekła ruszyła w stronę Amandy.
M(Mama{tak dla przypomnienia mama Amelii}) - Zadowolona jesteś z siebie - wrzasnęła - Nie wiesz ile wycierpiała ta dziewczyna i jeszcze się nacierpi a ty jej jeszcze dokładasz.
P - Proszę się uspokoić - pani podeszła do jej mamy i zaczęła ją uspakajać. Kiedy kobieta ochłonęła zaraz pojawiła się obok córki.
M - Ćsii malutka - pogłaskała ją po głowie a ja się trochę odsunąłem - Wszystko będzie dobrze.
Amy - Nie będzie - szepnęła otwierając oczy - Już za rok mnie tu nie będzie - Tylko to powiedziała i ponownie straciła świadomość. A mój świat legł w gruzach. Dziewczyna która mi się podoba chce odebrać sobie życie. Ze ściśniętym sercem wybiegłem z sali i sprintem skierowałem się na boisko szkolne gdzie z mocą kopnąłem piłkę. Po małym wybuchu gniewu załamany siadłem na trawie i zaniosłem się płaczem.
Oczami Amelii
Po raz kolejny w szpitalu. Nie no zawaliście. Ej może marzenia mi się tu jeszcze spełnią i zaraz w nogach mojego łóżka staną chłopcy z One Direction. Czujecie ten sarkazm. Bo ja już nic nie czuję. Mam dość tego wszystkiego. Co bym nie zrobiła, wali się. Chciałam się postawić i co. Boom wylądowałam w szpitalu z rozwaloną głową. Ciekawe co by było gdybym wtedy umarła. Czy byłoby lepiej. Czy oszczędziłabym rodzinie więcej bólu, zmartwień. Pewnie zastanawiacie się o co chodzi. Hehe zgadłam. Powinnam zostać jakąś jasnowidzką, albo wiedźmą w przyszłym wcieleniu. A więc posłuchajcie mojej jakże nie ciekawej historii rodzinnej.
To było 6 lat temu. Dzień jak co dzień. No dobra nie do końca. Były to moje 10 urodziny. Super extra zajebiście normalnie. W ten dzień tato miał być ze mną. I był, niestety tylko duszą. Zadowolona i radosna wróciłam ze szkoły do domu. Była podekscytowana co dostanę na urodziny. Niestety w drzwiach stała cała zapłakana mama. Wzięła mnie w ramiona i powiedziała, że tato nie żyję. Umarł dzień wcześniej 24 września. Załamana pobiegłam do pokoju gdzie zalana łzami schowałam się pod kołdrą. Była to moja ochrona przed światem. Kiedy się uspokoiłam poszłam do reszty rodziny. W salonie siedziała mama, Kate, Tyler, oraz rodzice Tylera ciocia Hope i wujek Liam. Wszystko było dobrze. Porozmawialiśmy dostałam prezenty, które jednak nie do końca cieszyły. Na koniec poszliśmy całą rodziną na wycieczkę do Zoo. Jednak nikt nie wiedział, że akurat tamtego dnia pewien szaleniec postanowi sterroryzować ludzi. Byliśmy właśnie w Obserwatorium kiedy mężczyzna koło 30 wpadł do pomieszczenia i zamknął za sobą drzwi. Kazał nam nakazać milczenie i pozostanie w swoich miejscach a sam wyjął broń. Od dziecka miałam ADHD. Niestety poruszyłam się, a on wystrzelił. Kula drasnęła mnie w bok, ponieważ wujek jako były wojskowy rzucił się na niego i wytrącił mu broń  z rąk. Jednak za późno. Strzał został oddany. Potem był szpital. Zszywanie rany, i inne takie tam. Ale tamten dzień zapadł mi w pamięci do końca. Jako najgorszy dzień świata. Żeby tego było mało 4 miesiące później, umarli rodzice Tylera. Obydwoje zginęli w katastrofie lotniczej, kiedy lecieli do Paryża, na romantyczną rocznicę ślubu. Od tamtego momentu mama zajmuje się Tylerem i nami.
Mówiłam moje życie od zawsze było do dupy, a teraz co. Leżę na łóżku szpitalnym i wspominając czekam na śmierć, która dopadnie mnie w swoje macki dokładnie za 10 miesięcy i 2 dni. Tylko tyle mi pozostało, chyba, że będzie więcej przerzutów i Żniwiarz upomni się o moją duszę wcześniej. Wycierając samotną łzę z policzka położyłam się ponownie na łóżku i zapatrzyłam na krople deszczu spływające po szybie. Nagle drzwi od sali skrzypnęły i wszedł przez nie........................................

Przepraszam, że krótki i do dupy, ale pisany na szybko, a teraz wybaczcie lecę opiekować się dzieckiem siostry ;)

czwartek, 11 lipca 2013

Zdjęcia

Specjalnie na prośbę wspaniałej dziewczyny, która w pozytywnym sensie zamęcza mnie pytaniami wstawiam te o to okropne zdjęcia moich wczorajszych popisów malarskich ;)


A tu taki malutki dodatek. Rysunek dla mnie narysowany przez moją wspaniałą koleżankę jeszcze za czasów szkolnych. Dziękuje Karolciu znana także jako Ksiądz Cebula ;*


środa, 10 lipca 2013

Rozdział 4

Od wydarzeń w kawiarni minęły dwa tygodnie. Dwa męczące tygodnie. Po płaczu nad rzeczką przemarzłam, przez co złapała mnie okropna grypa. A żeby jeszcze było mało przez ostatni tydzień leżałam w szpitalu przyjmując jakieś tam leki na wzmocnienie i pokonanie choroby. Normalnie żyć i nie umierać. Ups chyba żart mi się nie udał. Przetarłam zaspane oczy i wstałam z łóżka.
- Witamy w Popieprzonej Rzeczywistości - mruknęłam pod nosem i zabierając ciuchy z szafy szurając stopami okrytymi w kapcie skierowałam się do łazienki. Szybko wskoczyłam pod prysznic i nucąc piosenkę "Forever Young" obmywałam nagie ciało bieżącą wodą. Oparłam czoło o zimne kafelki i pierwszy raz w życiu czerpałam siłę z bólu psychicznego. W końcu nauczyłam się czerpać siłę z docinków, żartów. Dzięki temu jestem silniejsza. Nie ja pierwsza i nie ostatnia przeżywam coś takiego. Ale ja mam siłę, mam wsparcie. Nie jestem sama. Jak byłam głupia, egoistyczna. Nie jestem na tej planecie sama. Mam rodzinę, a nawet dwie. Jedną, która mnie wychowała, a druga to rodzina Directionerów. Też w moim życiu bardzo ważna. Z postanowieniem mocnej poprawy wyszłam spod prysznica i wytarłam ciało miękkim ręcznikiem. Nie patrząc na siebie w lustrze założyłam bieliznę, po czym wciągnęłam na dupcię czarne rurki a na górę zieloną bluzę z kapturem z wielkim kolorowym napisem "Forever Young". Szybko uczesałam swoje kłaczki w kucyka i śpiesząc się pobiegłam do pokoju, gdzie na gołe stopy założyłam skarpetki z wąsami, a do torby schowałam zeszyty i podręczniki. W trybie max power zbiegłam na dół, gdzie w locie złapałam tosta i zakładając na nogi zielone conversy za kostkę przygryzałam zręcznie tosta. Gdy obuwie już było na swoim miejscu założyłam swoją kurtkę i wieszając torbę na ramieniu wyszłam z domu włączając sobie po drodze piosenki One Direction na słuchawkach. Nucąc pod nosem ruszyłam szybkim spacerkiem do szkoły. Na miejsce doszłam 5 minut przed dzwonkiem. Zmachana poszłam szybko do szatni gdzie zostawiłam kurtkę i bez zmiany obuwia poszłam pod salę od Matematyki. Wraz z dzwonkiem weszłam do pełnej już klasy i nie patrząc na spojrzenia innych siadłam na swoim stałym miejscu. Zaraz weszła również wychowawczyni. Po sprawdzonej liście obecności, chciała zacząć lekcję, ale jak zawsze panna Jebnij się w łeb z kawałka ciężkiego metalu w skrócie Mandy.
A - Proszę pani - podniosła do góry rękę.
P - Tak - spojrzała na nią przyjaźnie.
A - Mam małe pytanie. Czy to prawda, że MacPhie jest pół sierotą.
Ja - Nie twój interes - powiedziałam zła, pierwszy raz odpyskując jej.
A - Coś ty powiedziała? - Zapytała z jadem podchodząc do mojej ławki. Wzięłam głęboki wdech aby się trochę uspokoić po czy wstałam przewyższając ją powiedziałam prosto w jej zgniło zielone oczy.
Ja - Powiedziałam, że to nie twój zakichany interes. Mam ciebie dosyć. Mam dosyć całej tej klasy szkoły. Myślicie że fajnie jest być poniżanym. Nie. Ale wy tego nie wiecie bo tego nie przeżyliście. Chcecie mieć kozła ofiarnego to poszukajcie nowego bo ja mam was już dosyć - powiedziałam odważnie po czym zabierając z zeszytu zwolnienie lekarskie i szpitalne podeszłam do biurka pani, omijając łukiem tworzywo sztuczne.
P - Co to było? - zapytała zszokowana kiedy podeszłam do niej.
Ja - Próba odwagi - powiedziałam po czym podałam jej kartki i wróciłam do swojej ławki. Reszta lekcji minęła spokojnie tak samo jak i przerwy co jest dziwne. Wzruszając ramionami ruszyłam na ostatnie dzisiejsze zajęcia, czyli wychowanie fizyczne. Szybko przebrałam się w szatni w strój sportowy czyli w moim przypadku szare długie dresy i niebieska koszulka, po czym weszłam już na salę, gdzie były już osoby z mojej klasy. Siadłam na ławeczce i czekałam na nauczycielkę. Po dzwonku weszła zadowolona i podeszła do nas.
P - To co droga młodzieży siatkóweczka.
Wszyscy z entuzjazmem się podnieśli i ustawili na boisku do dzielenia na drużyny. Stanęłam jak zawsze ostatnia, kiedy pani posłała mi uśmiech.
P - Dzisiaj robimy odliczanie Amy zaczynaj - powiedziała do mnie a Mandy myślałam że mnie zeżre wzrokiem.
Ja - Jeden - powiedziałam dosyć głośno, po czym reszta również zaczęła odliczać po kolei do 3. Kiedy zespoły były już wybrane, stanęłam ze swoją drużyną, która składała się z Jasona, Karen, Liama, Harrego i Cloe na połowie boiska i czekaliśmy, aż się ustawi drużyna Amandy. Piłka poszła w górę. Walka o serwy którą niestety przegraliśmy i serw Mandy. Mocny serw zarezerwowany w moją stronę. Próbowałam odbić, ale niestety piłka uderzyła z mocą mnie w głowę. Poczułam wielki ból wywołany przez uderzenie. Martwiąc się czy o swój nowotwór który umiejscowił się właśnie w mózgu straciłam przytomność. 

Przepraszam, że wyszło głupie, ale z braku czasu musiałam napisać coś na szybko. Jeśli chcecie mnie zjechać lub o coś zapytać zapraszam na mojego aska: http://ask.fm/marta9918

czwartek, 4 lipca 2013

Rozdział 3

Ja - Co się dzieje - powiedziałam cicho rozglądając się bo brzoskwiniowym pomieszczeniu.
M - Ciiii spokojnie skarbie - podeszła i zaczęła głaskać mnie po głowie - Nic ci już złego nie grozi.
Ja - Gdzie ja jestem, co to - zaczęłam zadawać pytania i wskazywać na kroplówkę.
M - To lekarstwo, dzięki niemu przestanie cię boleć. A teraz śpij maleńka.
***
K - Gotowa, masz wszystko? - zapytała Katie po raz setny.
Ja - Tak mam wszystko - posłałam jej blady uśmiech i podniosłam się ze szpitalnego łóżka. - Możemy już iść - Od wydarzeń w szkole minęły dwa dni. W tym czasie dostałam 3 kroplówki na wzmocnienie i ciąg chemioterapii. Lekarz przy wypisie wręczył mi także pąk recept, na lekarstwa które muszę brać 3 razy dziennie. Nigdy nie lubiłam pigułek i igieł, a teraz jestem do nich zmuszona. Smutny paradoks. Smutny, ale niestety prawdziwy. Zabierając małą torbę podróżną ruszyłam razem z Katherine do wyjścia z tego budynku. Po drodze zgarnęłyśmy mamę, która czekała pod gabinetem lekarza na nas z wypisem.
M - To co na jakieś ciacho i dopiero potem do domu co nie dziewczynki.
Ja - Możemy tak zrobić.
K - A Tylera zabieramy?
M - Niestety ta małpka też idzie z nami - powiedziała ze śmiechem - Już czeka w samochodzie.
K - Ahh i spokój zakłócony - zażartowała, a ja mimowolnie zaśmiałam się.
Po wyjściu z budynku od razu pojechaliśmy do małej kawiarenki, gdzie siadając przy stoliku zamówiliśmy 4 razy gorącą czekoladę i ciasto tiramisu. Czekając na zamówienie, rozmawialiśmy tak jak zawsze, omijając szerokim łukiem temat rozmowy. Nagle dzwonek nad drzwiami uroczej kawiarenki zabrzęczał oznajmiając pojawienie się nowych gości. Nie przejmując się tym wybuchnęłam śmiechem, na widok TY'a z wąsami od czekolady.
A - A kogo moje oczy widzą, Szczur we własnej osobie - powiedziała przewodnicząca szkoły jak i gwiazda mojej klasy Amanda Mixer podchodząc do naszego stolika ze swoją świtą w postaci Karen Woods, Jasonem Boucherem i Seanem MacCartneyem. - Do szkoły to nie łaska chodzić, a śmiać się z jakimiś ludźmi w kawiarni to już tak.
M - Dziewczynko lepiej się uspokój - powiedziała zła mama, a ja cała czerwona osunęłam się na krześle w dół.
A - Co Szczurku obrończynię znalazłaś, jakie to urocze.
T - Ja ci dam uroczę Debilko ogarnij wielkie dupsko i idź rządzić gdzie indziej - wrzasnął zły ponosząc się z miejsca.
M - Tyler siadaj - wrzasnęła mama podnosząc się z miejsca - A ty przeprosisz teraz moją córkę za swoje zachowanie.
A - Ani mi się śni.
J - Mandie daj spokój - szepnął, ale dziewczyna go nie słuchała.
Ja - Mamo proszę daj spokój - powiedziałam łamliwym głosem - To nie ma sensu - szepnęłam podnosząc się ze swojego miejsca - I tak każdy wie, że jestem nikim i niech tak pozostanie do końca - chwyciłam kurtkę i ze łzami spływającymi po policzkach wybiegłam z lokalu. Szybkim biegiem skierowałam się nad rzeczkę, gdzie zawsze chodziłam z tatą łowić ryby i karmić kaczki. Usiadłam pod drzewem i zanosząc się płaczem robiłam w myślach plan, jak spędzić ostatnie miesiące które mi pozostały.


Nowi bohaterowie pojawią się w zakładce Bohaterów

środa, 3 lipca 2013

Rozdział 2

Mój, piękny i uroczy sen przerwała melodia piosenki "One thing", która była ustawiona jako budzik. Ze sztucznym uśmiechem na twarzy podniosłam się z łóżka i podeszłam do szafy, aby wyjąć standardowy zestaw czyli jakieś spodnie, t-shirt i bluzę. Z tymi rzeczami i świeżą bielizną poszłam do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic i się ubrałam. Pozwalając włosom swobodnie opadać na ramiona wyszłam z łazienki i zabierając torbę zeszłam na dół do kuchni zjeść śniadanie.
Ja - Hej rodzinko - przywitałam się wesoło, po czym siadłam przy stole gdzie już na moim talerzu czekały dwie parówki. Szybko je zjadłam po czym poszłam umyć zęby. Po wykonanej czynności, założyłam buty oraz narzuciłam kurtkę na plecy i wieszając torbę na ramieniu wyszłam z domu. Powolnym krokiem ze słuchawkami na uszach ruszyłam w drogę do szkoły. Do miejsca, gdzie nikt mnie nie rozumie, Nie zna. Przekraczając próg szkoły spuściłam wzrok i udając niewidoczną ruszyłam w stronę szatni. Nie zważając na szyderstwa szybko zdjęłam kurtkę i zmieniłam obuwie, po czym poszłam pod salę od Angielskiego. Siadając pod klasą na korytarzu wyjęłam książkę i zanurzyłam się w lekturze. Równo z dzwonkiem schowałam książkę do torby wraz z telefonem i słuchawkami a sama czekałam na przyjście nauczyciela, kiedy tylko się pojawił od razu poszłam do swojej ławki, gdzie siadłam i rozłożyłam swoje rzeczy. Zaczęła się lekcja, niczym nie różniąca się od pozostałych. Wciąż przylatujące liściki z szyderstwami, żartami o mnie. Czy ci ludzie nie umieją zrozumieć, że ja też mam uczucia, że to boli. Pozostało mi już tylko 3 miesiące szkoły. Równo tyle czasu zostało do końca roku szkolnego. 3 gimnazjum. Egzaminy, bal. Ostatnie rzeczy, które zrobię w życiu podczas mojej edukacji. To boli, za rok nie usiądę już w ławce szkolnej. Nie będę mogła zagłębiać się w moją ukochaną Historię. Ponieważ mnie już tu nie będzie. Wytarłam samotną łzę z policzka i wsłuchiwałam się w słowa nauczyciela.
P - MacPhie może ty rozłożysz to zdanie na części pierwsze - powiedziała z uśmiechem nauczycielka.
Ja - Mogę spróbować - wyszeptałam niepewnie po czym wstałam z ławki. W połowie drogi zakręciło mi się w głowie, przez co musiałam złapał się oparcia pustego krzesła aby się nie wywrócić.
P - Wszystko w porządku - spytała zaniepokojona nauczycielka.
Ja - Tak - skłamałam, mrugając oczami aby pozbyć się czarnych plamek. Z drżącymi rękoma podeszłam do tablicy gdzie szybko wykonałam powierzone mi zadanie i jak najszybciej wróciłam na swoje miejsce. Pod koniec lekcji rozbolała mnie strasznie głowa. Moimi pierwszymi myślami, było to czy będzie już tak do końca. Czy będę umierać w męczarni. Gdy zadzwonił dzwonek jak najszybciej zerwałam się z krzesełka i w pośpiechu zbierając rzeczy wybiegłam z sali i popędziłam do łazienki. Zamykając się w kabinie zwymiotowałam żółcią. Drżącymi rękami wyciągnęłam telefon ze spodni i w pośpiechu wybrałam numer mamy. Odebrała po 2 sygnałach:
***
M - Co się dzieje?
Ja - Zabierz mnie stąd - powiedziałam drżącym głosem uświadamiając sobie, że z moich oczu płynął łzy.
M - Już jadę, ale Kotku co się dzieje.
Ja - Mamo boję się - wyszlochałam.
M - Gdzie dokładnie jesteś? - zapytała przestraszona.
Ja - łazienka na pierwszym piętrze - wyszeptałam po czym znów zwymiotowałam.
M - Już jadę - krzyknęła i się rozłączyła.
***
Osłabiona podniosłam swoje ciało z podłogi, po czym spuszczając wodę wyszłam z kabiny, aby opłukać twarz zimną wodą. Gdy to zrobiłam siadłam na parapecie i podciągając kolana pod brodę czekałam na przyjazd rodzicielki. Pojawiła się po 10 minutach. Cała zziajana wpadła do łazienki i na mój widok podbiegła do mnie i przytuliła.
M - Co się dzieje?
Ja - Boli - wyszeptałam tylko i schowałam głowę w kolanach.
M - Możesz wstać? - bezradnie pokiwałam głową na nie. - Poczekaj zaraz kogoś zawołam i pojedziemy do szpitala. Wybiegła gdzieś i po chwili wróciła z chłopakiem z mojej klasy Jasonem - Chodź malutka zaraz przestanie boleć - szepnęła głaszcząc mnie po głowie - Pomożesz mi zanieść ją do samochodu.
J - Nie ma problemu - powiedział niepewnie i delikatnie wziął na ręce. Reszty nie pamiętam ponieważ straciłam przytomność. Wiem tylko tyle, że obudziłam się na szpitalnym łóżku podłączona do jakiś urządzeń.