niedziela, 30 marca 2014

Rozdział 20

Spotkanie dwóch całkiem nieznanych osób, bardzo ucieszyło chorą dziewczynę. Dzięki tym dwóm naładowanym pozytywną energią dziewczynom, odzyskała dawny humor i wigor sprzed choroby, kiedy to pisała opowiadania i z utęsknieniem czekała na każdy komentarz dodany przez te wariatki. Kiedy komentarze już nie wystarczały, wymieniły się już dla nikogo nie znaczącymi numerami gadu-gadu. Zapomniany portal czatowy, a dla tych dziewczyn zdziałał wręcz cuda. To tam godzinami pisały, tam zawarły pierwsze znajomości, to tam zaczęła tworzyć się między nimi prawdziwa przyjaźń. Teraz bez siebie nie umieją żyć, są dla siebie nawzajem jak członkowie rodziny, jak zaginione i odnalezione po latach siostry. Tej więzi nikt, ani nic nie potrafi przerwać. Jak jedna wpada w kłopoty lub przygnębienie to reszta próbuje jej pomóc. Czy wy także macie kogoś takiego? One mają siebie. Jest między nimi wiele wspaniałych ludzi, dzięki którym mogą spełniać się i żyć. Żyć chwilą jakby ta która teraz nastała był ostatnia. Przypominając sobie to uczucie, Amelia wyciągnęła ramiona do przodu i z załzawionymi oczami podbiegła do Pauliny i Marzeny. Nie zwracając uwagi, że to nie wypada, czy, że z opuchniętą od płaczu buzią nie jest za piękna. Pozwalała, aby łzy toczyły na jej twarz swoje ścieżki, a ramiona i reszta ciała były wręcz gniecione w uścisku ciał tych dwóch wariatek.
- Cieszę się, że tu jesteście - wyszeptawszy to jedno zdanie posłała dziewczynom wdzięczne spojrzenie, zaraz jednak spojrzała z miłością na jedyną postać, która rozumie ją w pełni taką jaka jest. Postać, dla której istnieje i dla której bije jej serce. Spoglądając w ciemne oczy chłopaka, poczuła jak jej serce przyspiesza, dłonie się pocą, a kolana zaczynają powoli drżeć. Czując się jak na haju podeszła do chłopaka i zarzuciła mu ręce na szyję.
- Dziękuje za spełnienie mojego największego marzenia - nie wiedząc, że jej postać oświetlona od tyłu światłem księżyca, mieniła się blaskiem, a wypełnione łzami oczy wyglądały jak dwa świecidełka, wyszeptała jeszcze chłopakowi na ucho słowa przeprosin, za swój wygląd, które Jason skwitował cichym chichotem i gorącym pocałunkiem, który był nagrodzony oklaskami ze strony Marzeny i Pauliny. 

Leżąc na niewygodnym szpitalnym łóżku z delikatnym uśmiechem patrzyła na zdjęcia porozwieszane na ścianach. Powoli opuszczając nogi na zimną posadzkę, stanęła boso na kafelkach i jak w transie zaczęła przechadzać się między zdjęciami dotykając z czułością każdej uwiecznionej na fotografii twarzy. Kiedy zakończyła już swój spacer, stanęła na środku sali i wyciągając ramiona przed siebie zaczęła szeptać z zamkniętymi oczami:
- Wiem, że cierpicie z mojego powodu, że jestem dla was utrapieniem, ale wiem także że walczycie za mnie jak lwy bo mnie kochacie. Jesteście dla mnie wszystkim, tak samo jak ja dla was, może to egoistyczne słowa, ale wiem, że będę walczyć. Bo mam o co walczyć. - otwierając szeroko oczy, spojrzała prosto na księżyc, który uśmiechał się do niej. Naładowana nową energią położyła się ponownie do łóżka i zakopując zmarznięte stopy w kołdrę zamknęła po prostu oczy.

Stojąc pośrodku baru mlecznego powoli zaczęła rozglądać się dookoła. Jak na razie nie zauważyła nic oprócz białych stolików przy których stały brązowe fotele oraz zielonych ścian.
- I co znalazłaś coś ciekawego? - słysząc rozbawiony głos mężczyzny odwróciła się przodem do swojego Anioła Stróża.
- Miło cię znowu widzieć - posyłając mu szczery uśmiech siadła na przeciw niego w fotelu.
- I nawzajem moja przyjaciółko - opierając swoją głowę na umięśnionym ręku zaczął rozglądać się dookoła - Ale nadal nie wiem, dlaczego wybrałaś bar mleczny.
- Ja wybrałam? - zaskoczona spojrzała na niego rozszerzonymi źrenicami - Ja myślałam, że to ty.
- Nie to twoja sprawka, ale pozwól, że zaprowadzę parę zmian - pstrykając palcami, sprawił, że mały bar zapełnił się ludźmi, a przed nimi na stoliku spoczęły dwa koktajle czekoladowe - Od razu lepiej - chwytając swój koktajl zaczął sączyć go przez słomkę.
- Musimy chyba częściej się spotykać - zaśmiała się Amelia, po czym chwyciła w dłoń szklankę i zaczęła sączyć przez różową słomkę ciemną czekoladową ciesz.

Kochany Panie Boże
Każdy chciałby wszystko kontrolować. Ale czy nie jesteśmy na to za mali? Stworzyłeś nas na swoje podobieństwo to fakt, ale każdy człowiek jest inny. Każdy nosi w sercu inną troskę lub ból. Wiem, ze odczuwasz go wraz z nami. A więc powracając do kontroli, człowiek nigdy nie będzie kontrolował, tego co Boskie więc powierzam ci w ręce całe moje życie. Moja dusza należy do ciebie od urodzenia, ale dzięki temu wpisowi czuję się jeszcze bliżej ciebie. Kocham ciebie 
Twoja Amelia ;*

3 komentarze:

  1. Przepraszam za spam ☺
    Chciałam Cię zaprosić i oczywiście wszystkich czytelników na dwa tłumaczenia fanfictions o Niallu Horanie:

    1. http://broken-niallhoranfanfiction.blogspot.com/
    2. http://motel6-niallhoranfanfiction.blogspot.com/

    Buziaki: MySunshineLovesNandos

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudo. Po prostu cudo. Czekam na następne rozdziały.

    Buziaki i trzymaj się moja dziewczynko:*

    OdpowiedzUsuń
  3. ♥ pieknie. Piszesz. Dzisiaj znalazlam to ff i sie w nim zakochalam. W paru momentach nawet plakalam co jest dosc nietypowe bo najciesciej na smutnych filmach itd nie płacze. A w tym ff tak. Lubie to twoje opowiadanie. Pisz dalaj

    OdpowiedzUsuń