Sunąc się jak cień po domu patrzył na wszystko jak przez mgłę. Taki stan jego umysłu utrzymywał się już 2 lata. Bez Niej nie mógł ułożyć sobie życia. Nie mogąc już dłużej wytrzymać w dusznym pomieszczeniu wziął kurtkę po czym wyszedł z domu zostawiając w nim telefon oraz klucze. Szurając podeszwami trampek po chodniku ruszył w stronę cmentarza. Zatrzymując się przed samą żelazną bramą, podszedł do tęgiej kobiety i kupił z jej stoika duży biały znicz i jedną samotną różową różę. Uśmiechając się krzywo, na wspomnienie uśmiechniętej twarzy dziewczyny, ruszył w stronę alejki która prowadziła do grobu jego ukochanej. Kiedy tylko znalazł się na miejscu opadł na ławkę i nie powstrzymując łez patrzył na zdjęcie nagrobkowe. Jak lunatyk podniósł się z ławki i opadając na kolana przed grobem dotknął drżącym palcem policzka dziewczyny ze zdjęcia.
- Tęsknię - szepnął, ścierając jedną dłonią natrętne łzy - I to cholernie...
Będąc na klęczkach położył różę obok innych, które przynosił codziennie od dwóch lat i zapalił znicz. Potem podniósł się z kolan i opadając na ławkę wyjął z wewnętrznej kieszeni kurtki papier i długopis. Kładąc go sobie na kolanie zaczął pisać niewyraźnym pismem.
Nie wiem jak mam to zaczął, ale wiem jedno. Nie umiem już dłużej żyć jakby nic się nie stało, bo się stało Ona odeszła. Odeszła i zostawiła mnie samego. Moja Gwiazdeczka. Przez ostatnie dwa lata miałem dużo w was wsparcia, próbowałem być silny, może i mogłoby się wydawać, że wszystko jest okej, ale tak nie jest. Nie umiem już więcej udawać. Krzywdząc siebie, krzywdzę wszystkich wokół siebie. A nie chcę tego. Wiem że mnie kochacie, ja także mocno was kocham, ale ta tęsknota powoli mnie zabija. Więc wybaczcie mi, ale ja dłużej już nie wytrzymam. Moja miłość do Niej zamiast maleć tylko rośnie, a aby była spełniona muszę zrobić tylko jedną rzecz...
Żegnajcie
Wasz Jason
PS. Pochowajcie mnie wraz z nią
Składając kartkę w pół przygniótł ją zniczem po czym wyciągnął z drugiej kieszeni paczkę tabletek nasennych. Z uśmiechem brał je po kolei, kiedy połykał ostatnią czuł się osłabiony, ale szczęśliwy, ostatkami sił opadł z ławki na kolana i położył głowę na nagrobku. Zamykał oczy z uśmiechem.
Miłość prawdziwa nie umiera ona tylko rośnie w siłę pozbawiając osobę siły do walki z nią, taka miłość jest najważniejsza. Taka miłość właśnie spotkała Jasona i Amelię.
DZiękuję za czytanie i komentowanie tego bloga. Ta przygoda była dla mnie wielkim przeżyciem i ze smutkiem się z wami żegnam, ale nie znikam na dobre zapraszam na swoje drugie opowiadanie:
Wasza autorka: Marta/Jewelka
Martuś... Boziu...
OdpowiedzUsuńPiękne. Nie wiem co więcej powiedzieć, bo nie mogę złożyć myśli w jedną całość...
Marzenka :*