środa, 10 lipca 2013

Rozdział 4

Od wydarzeń w kawiarni minęły dwa tygodnie. Dwa męczące tygodnie. Po płaczu nad rzeczką przemarzłam, przez co złapała mnie okropna grypa. A żeby jeszcze było mało przez ostatni tydzień leżałam w szpitalu przyjmując jakieś tam leki na wzmocnienie i pokonanie choroby. Normalnie żyć i nie umierać. Ups chyba żart mi się nie udał. Przetarłam zaspane oczy i wstałam z łóżka.
- Witamy w Popieprzonej Rzeczywistości - mruknęłam pod nosem i zabierając ciuchy z szafy szurając stopami okrytymi w kapcie skierowałam się do łazienki. Szybko wskoczyłam pod prysznic i nucąc piosenkę "Forever Young" obmywałam nagie ciało bieżącą wodą. Oparłam czoło o zimne kafelki i pierwszy raz w życiu czerpałam siłę z bólu psychicznego. W końcu nauczyłam się czerpać siłę z docinków, żartów. Dzięki temu jestem silniejsza. Nie ja pierwsza i nie ostatnia przeżywam coś takiego. Ale ja mam siłę, mam wsparcie. Nie jestem sama. Jak byłam głupia, egoistyczna. Nie jestem na tej planecie sama. Mam rodzinę, a nawet dwie. Jedną, która mnie wychowała, a druga to rodzina Directionerów. Też w moim życiu bardzo ważna. Z postanowieniem mocnej poprawy wyszłam spod prysznica i wytarłam ciało miękkim ręcznikiem. Nie patrząc na siebie w lustrze założyłam bieliznę, po czym wciągnęłam na dupcię czarne rurki a na górę zieloną bluzę z kapturem z wielkim kolorowym napisem "Forever Young". Szybko uczesałam swoje kłaczki w kucyka i śpiesząc się pobiegłam do pokoju, gdzie na gołe stopy założyłam skarpetki z wąsami, a do torby schowałam zeszyty i podręczniki. W trybie max power zbiegłam na dół, gdzie w locie złapałam tosta i zakładając na nogi zielone conversy za kostkę przygryzałam zręcznie tosta. Gdy obuwie już było na swoim miejscu założyłam swoją kurtkę i wieszając torbę na ramieniu wyszłam z domu włączając sobie po drodze piosenki One Direction na słuchawkach. Nucąc pod nosem ruszyłam szybkim spacerkiem do szkoły. Na miejsce doszłam 5 minut przed dzwonkiem. Zmachana poszłam szybko do szatni gdzie zostawiłam kurtkę i bez zmiany obuwia poszłam pod salę od Matematyki. Wraz z dzwonkiem weszłam do pełnej już klasy i nie patrząc na spojrzenia innych siadłam na swoim stałym miejscu. Zaraz weszła również wychowawczyni. Po sprawdzonej liście obecności, chciała zacząć lekcję, ale jak zawsze panna Jebnij się w łeb z kawałka ciężkiego metalu w skrócie Mandy.
A - Proszę pani - podniosła do góry rękę.
P - Tak - spojrzała na nią przyjaźnie.
A - Mam małe pytanie. Czy to prawda, że MacPhie jest pół sierotą.
Ja - Nie twój interes - powiedziałam zła, pierwszy raz odpyskując jej.
A - Coś ty powiedziała? - Zapytała z jadem podchodząc do mojej ławki. Wzięłam głęboki wdech aby się trochę uspokoić po czy wstałam przewyższając ją powiedziałam prosto w jej zgniło zielone oczy.
Ja - Powiedziałam, że to nie twój zakichany interes. Mam ciebie dosyć. Mam dosyć całej tej klasy szkoły. Myślicie że fajnie jest być poniżanym. Nie. Ale wy tego nie wiecie bo tego nie przeżyliście. Chcecie mieć kozła ofiarnego to poszukajcie nowego bo ja mam was już dosyć - powiedziałam odważnie po czym zabierając z zeszytu zwolnienie lekarskie i szpitalne podeszłam do biurka pani, omijając łukiem tworzywo sztuczne.
P - Co to było? - zapytała zszokowana kiedy podeszłam do niej.
Ja - Próba odwagi - powiedziałam po czym podałam jej kartki i wróciłam do swojej ławki. Reszta lekcji minęła spokojnie tak samo jak i przerwy co jest dziwne. Wzruszając ramionami ruszyłam na ostatnie dzisiejsze zajęcia, czyli wychowanie fizyczne. Szybko przebrałam się w szatni w strój sportowy czyli w moim przypadku szare długie dresy i niebieska koszulka, po czym weszłam już na salę, gdzie były już osoby z mojej klasy. Siadłam na ławeczce i czekałam na nauczycielkę. Po dzwonku weszła zadowolona i podeszła do nas.
P - To co droga młodzieży siatkóweczka.
Wszyscy z entuzjazmem się podnieśli i ustawili na boisku do dzielenia na drużyny. Stanęłam jak zawsze ostatnia, kiedy pani posłała mi uśmiech.
P - Dzisiaj robimy odliczanie Amy zaczynaj - powiedziała do mnie a Mandy myślałam że mnie zeżre wzrokiem.
Ja - Jeden - powiedziałam dosyć głośno, po czym reszta również zaczęła odliczać po kolei do 3. Kiedy zespoły były już wybrane, stanęłam ze swoją drużyną, która składała się z Jasona, Karen, Liama, Harrego i Cloe na połowie boiska i czekaliśmy, aż się ustawi drużyna Amandy. Piłka poszła w górę. Walka o serwy którą niestety przegraliśmy i serw Mandy. Mocny serw zarezerwowany w moją stronę. Próbowałam odbić, ale niestety piłka uderzyła z mocą mnie w głowę. Poczułam wielki ból wywołany przez uderzenie. Martwiąc się czy o swój nowotwór który umiejscowił się właśnie w mózgu straciłam przytomność. 

Przepraszam, że wyszło głupie, ale z braku czasu musiałam napisać coś na szybko. Jeśli chcecie mnie zjechać lub o coś zapytać zapraszam na mojego aska: http://ask.fm/marta9918

6 komentarzy:

  1. A mnie się podoba ^^ Szczególnie rozmowa z Amandą. Chciałabym zobaczyć jej minę ;) Czekam na następny. ..

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały rozdział ♥
    Bardzo lubię to opowiadanie jest wspaniałe ♥
    Czekam na następny wspaniały rozdział ♥
    Życzę weny ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. zjechać ciebie no chyba nie :3 Kiedy idziemy nad zalew leniuszku? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ps. Skarbie zadziwiasz. Gdzie jest moja Marta ja się pytam? Co jej zrobiłaś i dlaczego? Ps. Tęsknię za tobą miśku :<

      Usuń
  4. Wspaniały rozdział dobrze że się w końcu postawiła Amandzie :D

    OdpowiedzUsuń
  5. O rany, opisy *.*

    Jaka nagła zmiana, cóż sie stało ! Całkiem fajny pomysł. Nie rozumiem tylko dlaczego tak agresywnie zareagowała na nazwanie ją pół sierotą. Tak jakby nią faktycznie była, a przecież ma mamę i tatę. Okej pewnie wszystko sie wyjaśni.

    Czekam na nowy , bardzo!


    Gusia.

    OdpowiedzUsuń